Alllllleellluja, Joanno z Podkarpacia, Bóg uwolnił cię od bólu nóg! Doktor Jezus nie potrzebuje żadnych chemikaliów, czy jest wśród nas ktoś… Krzysztof, Krzysztof ze stopą cukrzycową? Krzysztofie, wstań z wózka, twoja wiara cię uzdrowiła, wiara i przelew! Niewidomi widzą, niemi mówią, na scenę padają laski i kule. Ale jakoś nigdy protezy nóg.
Choć krucjata rozpoczyna się od krótkiej wizyty we francuskim Sanktuarium Matki Bożej w Lourdes, szybko przenosimy się do tematu właściwego – amerykańskich teleewangelistów utrzymujących, że Bóg dał im moc uzdrawiania. Randi i jego współpracownicy rozpoczęli ambitny projekt wyciągnięcia od uzdrowicieli dowodów na ich cuda – gdy w grę wchodzi opowiedzenie światu o usunięciu guza mózgu jezusowym dotykiem, czy prośba o dane kontaktowe do lekarza zajmującego się przypadkiem to zbyt wiele? Najwidoczniej tak, więc autor i spółka wplątują się w tłum wiernych, podszywają pod chorych, bacznie obserwują to, co dzieje się za kulisami, a nawet grzebią w koszu na śmieci, bo niektórzy ewangeliści są zbyt pewni siebie i sprytni, ale nie mądrzy. Zeznania obsługi, anegdoty bez pokrycia, proste sztuczki, bezczelne zagrywki, złote wille zbudowane na cudzym nieszczęściu, nadziei, a nawet trupach.
Momentami książka staje się monotematyczna w stylu „hej, czy tego już nie przerabialiśmy?”, ale trudno mieć pretensje do Randiego, że teleewangeliści mają ten sam zestaw sztuczek i chętnie od siebie zgapiają. Poza tym, kawał dobrego, konkretnego śledztwa skupiającego się na samej śmietance, a w tej śmietance Pat Robertson, W.V. Grant czy Peter Popoff, do tego krótkie rozważania, dlaczego ludzie mimo oczywistych dowodów chcą wierzyć wbrew wszystkiemu i wszystkim. Autor pisze przejrzyście i z letnim dystansem, gdzieniegdzie pozwalając sobie na kąśliwe uwagi, gdy absurd przytłacza.
„Faith Healers” to ponura lektura bez happy endu. Oszuści wyciągający oszczędności od zdesperowanych latają prywatnymi odrzutowcami, na co władza patrzy ze wzruszeniem ramion, no bo w końcu mętne prawo do wolności religijnej. Zdawałoby się, że zdemaskowani pseudoewangeliści (nierzadko oficjalnie skazani) mogą tylko się gdzieś zaszyć w atmosferze wiecznej hańby, tymczasem znienacka wracają nawet po 30 latach, kosząc miliony (sprawdźcie, za ile Popoff kupił sobie dom w 2007). Książka może i dotyczy specyficznej subkultury, Ameryki i lat 80, ale przedstawione mechanizmy spokojnie można odnaleźć w Polsce XXI wieku. Ku przestrodze.
[Recenzja została po raz pierwszy (23.03.2020) opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]