Od czasu do czasu lubię zanurzyć się w fantastyczny świat, odciąć od codzienności. Biegać po lasach, nasłuchiwać szeptów i rozglądać się za magicznymi postaciami, niekoniecznie przyjaźnie nastawionymi. Dzięki fantastyce na chwilę możemy stać się bohaterami w pelerynach, czy też mrocznymi, czarnymi charakterami.
Lubię ten gatunek literacki za to jak pod płaszczem nieistniejących światów przemyca uniwersalne treści, mogące mieć jakiś wpływ na nasze realne życie, na wybory jakich dokonujemy, czy nawet na kształtowanie naszych charakterów.
"Dzieci starych bogów. Śmiech diabła" Agnieszki Mieli to pierwsza część trylogii, którą połknęłam w jeden dzień. Być może za szybko, ale mroczny świat Sidav wciąga niczym ruchome piaski.
Głównymi bohaterami są Aine i Bertram, potomkowie Starych Rodów - Wartów i Arminów. Ich losy się ze sobą splatają i tak Armin - Bertram wychowuje się pośród Wartów, uratowany przez Ainę - Wilgę. Dramatyczne i krwawe zdarzenie pozbawia ich domu i bliskich. Pragną zemsty i będą jej szukać nie wiedząc, że ich los tak naprawdę jest przesądzony z powodu splecenia ich życia z Ziarnami Relenvel.
Świat wykreowany przez autorkę jest niezwykle mroczny. Zewsząd czekają niebezpieczeństwa, jak nie ze strony napotkanych członków innych klanów, to z którejś z kreatur - czyhających gdzieś w ciemności.
Brutalne gwałty, walki, czy też wypadające wnętrzności to, coś co nie robi większego wrażenia na mieszkańcach tego uniwersum.
Postaci jest dużo, ale każda na swój sposób jest wyjątkowa.
Na początku zapoznamy się z mapą, przedstawiającą topografię świata, do którego wchodzimy, a na końcu znajdziemy Encyklopedię stworzeń i wierzeń Sidavu, która jest wzbogacona o ilustracje.
Głowni bohaterowie są świetnie wykreowani. Aine to dziewczyna, która bardzo zabiega o uwagę ojca, ucząc się walki i dotrzymując w tym kroku wszystkim swoim braciom. Zostaje jednak postawiona przed faktem dokonanym. Jej życie zostało zaplanowane i nie ma w nim miejsca na jej marzenia, pragnienia. Musi wypełnić swoją rolę. Ale Wilga nie jest potulna i nie da się jej kazać czegoś zrobić, kiedy ona tego nie chce...
Bertram to chłopak, który ukrywa swoje pochodzenie, wstydzi się go. Nie chce być tym kim jest jego ojciec.
Mamy, więc dwie postaci, z którymi większość z nas znajdzie wspólne cechy, bo kto z nas zawsze zgadza się z tym, co każą nam robić inni?
Sądzę, że jednym z głównych bohaterów mogę nazwać również - Las Śniących, którego szepty przypominają mi tę część naszej natury, która kieruje nas na ciemną ścieżkę postępowania, z którą nieustannie toczymy wewnętrzną walkę.
Agnieszka Miela wprowadziła do fabuły postaci, do których mam wielką słabość, a mianowicie wampiry (znajdziemy w niej też inne niezbyt przyjemne stworzenia). I to nie te bezbarwne, kochliwe stworzonka, jakie kreują serialowe produkcje, tylko prawdziwe, okrutne krwiożercze maszyny do zabijania.
Podoba mi się styl, którym posługuje się autorka. Wszystko w jej opisach jest wyważone, przemyślane. Nie ma niepotrzebnych dłużyzn. Nie jest "miękko" i ckliwie, bywa za to bardzo brutalnie.
Na każdej stronie czuć fascynację różnymi mitologiami, wierzeniami. Autorka umie budować ciężki klimat. Da się poczuć niepokój, a nawet strach, który towarzyszy bohaterom. Zdawało mi się, że słyszałam chrzęszczący śnieg i te szepty...
Bardzo dobry debiut! Żałuję, że tak szybko się ta przygoda skończyła, że kolejna część nie stoi już na półce... ale na wszystko co dobre, podobno trzeba czekać :)