Sięgając po tę książkę, liczyłam na coś lekkiego, co pozwoli mi się oderwać, zrelaksować, odpocząć i totalnie rozluźnić, miło i przyjemnie spędzić czas.
Tymczasem, podczas lektury towarzyszyła mi głównie irytacja. Irytacja na bohaterów, na fabułę, na błędy w treści, na sposób narracji, na bezmyślność...
Piękna letnia okładka! Pozytywny tytuł! Bardzo ładne wydanie książki, ozdobniki przy rozdziałach, spora czcionka, dzięki czemu jakoś lepiej się to czytało. To niestety koniec plusów.
Dwie siostry. Kinga i Milena. Jakieś 2/3 książki to historia z perspektywy Kingi.
Kinga, która nie wierzyła, że jeszcze może spotkać ją szczęście, że jeszcze może się zakochać. Po pewnych wydarzeniach z przeszłości, mocno zdystansowała się od całego gatunku męskiego.
Aż tu nagle spotyka chłopaka, Artura. Początkowo traktuje go jak wroga i zachowuje się trochę jak w przedszkolu. Wpadła 2 razy na chłopaka w klubie, a kiedy później znów go spotyka, najchętniej by uciekła, unika jego wzroku, traci umiejętność mowy. Sprawia wrażenie jakby chłopak co najmniej wyznał jej miłość albo się oświadczył, a on po prostu...jest.
Później rzekomo rodzi się jakieś uczucie, ale szczerze mówiąc, ja tego zupełnie nie zauważyłam. Nawet ich rozmowy są często takie nijakie, beznamiętne, zupełnie się tego nie czuje.
W pewnym momencie cała historia Kingi nagle się po prostu urywa, nie wnosząc zupełnie nic. Emocji we mnie niewiele, głównie irytacja na sztywne dialogi, błędy, nagłe przejścia w czasie.
Kinga wstaje rano, rozmawia z przyjaciółką, pada pytanie o której jedzie na kolację do siostry- o wpół do 7 ma przyjechać po nią tata. Chwila dalszej rozmowy i nagle w kolejnym zdaniu (nawet nie akapicie!), dzwonek do drzwi- przyjechał po nią ojciec.
No to jak, nagle z rana robi się wieczór? Takich głupich, dziwnych, nagłych przejść jest w książce więcej, to niestety nie tak, że raz się zdarzyło.
Sposób narracji również ogromnie irytujący. Normalnie nie przeszkadza mi narracja pierwszoosobowa, ale ta jest poprowadzona strasznie...kiepsko.
"Nie wiem która godzina, wokół panuje półmrok".
Ogrom błędów i takiej... bezmyślności w treści!
Akcja dzieje się w Krakowie, natomiast autorka kilka razy pisze o "Starym Rynku". Z tego co mi wiadomo (i co potwierdziłam u kilku osób mieszkających w Krakowie), nie ma tam Starego Rynku, ani się tak nie mówi! Autorka jest Poznanianką i tak, w Poznaniu chodzimy na Stary, spróbujcie zapytać Poznaniaka o Starówkę ;)
Kolejna sytuacja, bohaterowie na jakieś 2 tygodnie przed Świętami postanawiają pojechać, w sześć osób, na Sylwestra do Zakopanego. Okey, nigdy nie wybierałam się tam w tym czasie, ale bardzo wątpię, żeby ot tak dało się załatwić nocleg w hotelu i to dobrym hotelu! A oni dzwonią i beng! Żaden problem!
Innym razem, siostry spotykają kobietę szarpiącą dziecko, dzwonią na policję, tu wszystko super, ale powiedzcie mi, jaki policjant daje dziecko pod opiekę totalnie obcym ludziom?!
Takich zupełnie nieprzemyślanych sytuacji jest niestety więcej...
Jak wcześniej wspomniałam, cała historia Kingi jest jakby urwana, niedokończona, nagle autorka postanowiła skupić się na Milenie. Tu niestety nie było lepiej. Wciąż bezmyślność i taka...głupota. No bo powiedzcie mi, jaka matka miesięcznego dziecka przespała 10 godzin bez przerwy?
W rozdziałach z perspektywy Kingi poznaliśmy ważniejsze wydarzenia z życia młodszej z sióstr, która miała cudownego narzeczonego i zdawało się, szczęśliwe życie. Autorka skupia się na niej, kiedy wszystko przewraca się do góry nogami, a Milena musi poradzić sobie w nowej rzeczywistości. Poznajemy nowych bohaterów, którzy niestety nie wnoszą nic poza jakimś takim chaosem w całej tej historii. Zamiast skupić się na budowaniu życia w pewnym sensie od nowa, autorka funduje nam wątek sensacyjny, niestety raczej dość śmieszny niż tworzący napięcie czy jakieś pozytywne u czytelnika emocje.
Poza tym, gdyby nie kilka razy po prostu wspomniane dziecko, jakby nagle się komuś o nim przypomniało, moglibyśmy prawie zapomnieć o jego istnieniu.
Wiele razy miałam wrażenie, że autorka sama nie wiedziała o czym chce pisać, wplotła tu wszystko co się dało, niestety nic dobrego z tego nie wyszło. Po skończeniu lektury sama nie bardzo wiedziałam co to w sumie miało być i czułam głównie irytację. Chciałam przy tej książce wyluzować, zupełnie się to nie udało.
'Jak smakuje szczęście' również się z tej książki nie dowiadujemy.
Przykro mi, że ocena jest jaka jest, Paulinie życzę mimo wszystko powodzenia.