Biografia wybitnego, nieco już zapomnianego, przedwcześnie zmarłego reżysera filmowego słuchana, jako audiobook w olśniewającej interpretacji Artura Barcisia – dawno nie słuchałem tak znakomicie czytanego audiobooka (ale warto też sięgnąć do książki – są tam ciekawe zdjęcia).
Pisze autorka sporo o dzieciństwie Kieślowskiego, które upłynęło w cieniu ciężkiej choroby ojca – gruźlicy. Dlatego cała rodzina mieszkała w Sokołowsku pod Wałbrzychem, czołowym ówczesnym sanatorium dla gruźlików. Mimo choroby ojca, mimo niedostatków materialnych, oboje rodzice robili wszystko, aby Krzysztof i jego siostra Ewa mieli szczęśliwe dzieciństwo, i chyba im się udało.
Co ciekawe, Kieślowski nie był żadnym wybitnym uczniem, w szkole średniej stracił dwa lata, bo dwie szkoły mu się nie podobały, a potem zdał do łódzkiej filmówki dopiero za trzecim razem. A w Łodzi już się wyróżniał. Miał silny charakter, był urodzonym przywódcą, zawsze stawiający na swoim i podporządkowujący sobie ludzi dookoła. Zaczął od filmów dokumentalnych i szybko stał się znany, chętnie bym jego dokumenty sobie obejrzał... A potem zaczął robić filmy fabularne.
Bardzo ciekawe są rozważania o relacjach Kieślowskiego z władzą komunistyczną, o jego lawirowaniu pomiędzy własnym sumieniem a wymogami władzy. Jak sam mówił, filmowcom, w porównaniu do innych artystów, było wyjątkowo trudno: po pierwsze władza dawała pieniądze na robienie filmu, po drugie decydowała czy go pokazać. Wydaje się, że Kieślowski dobrze lawirował, w każdym razie sporo jego filmów 'zapółkowano' na lata, chociaż wielu miało do niego pretensje, że za bardzo się władzy podkładał.
A jego tłuste lata zaczęły się w maju 1988r., gdy w Cannes pokazano 'Krótki film o zabijaniu'. Wtedy z dnia na dzień stał się idolem Zachodu, nigdy, ani przedtem ani potem, polski reżyser nie osiągnął takiej światowej sławy i uznania. Wspaniale opisuje Surmiak pracę nad 'Podwójnym życiem Weroniki' a potem niebywały światowy sukces filmu. Ale Kieślowski i tak był niezadowolony: jego polscy przyjaciele nie przyjęli filmu ciepło.
Sporo jest o jego pesymizmie i pracoholizmie, oto pracując nad Dekalogiem: „robi dziesięć, a właściwie dwanaście filmów ciurkiem. Przez ponad rok pracuje po czternaście, szesnaście godzin na dobę.” Mówi jego współpracownik „wszystko traktował jak wyzwanie. Coraz gorzej wyglądał. Palił jak smok. Kawa za kawą. Wszędzie samochodem, żadnego ruchu.” Charakterystyczna jest historia, jak to młoda współpracująca z nim montażystka, po kilku tygodniach takiej pracy doznała zapaści, po prostu upadła w pracy i następne dwa tygodnie spędziła w łóżku dochodząc do siebie. A on tyrał jak koń, zapracowywał się na śmierć. Niestety doprowadziło to do tego, że zmarł przedwcześnie w wieku 54 lat...
Dlaczego tak strasznie pracował? Mówi Agnieszka Holland: „Kiedy ta widownia zachodnia zaczęła go tak bardzo kochać, on nabrał szalonego poczucia obowiązku, że musi ją traktować bardzo poważnie, że teraz wszystko, co robi, musi być doskonałe. To zaczęło być dla niego strasznie ciężkie.” Może, ale i tak szkoda...
To znakomita biografia, po lekturze chce się wrócić do jego filmów, zwłaszcza tych pierwszych: 'Spokój', 'Amator', 'Przypadek', przeżyć je na nowo, a to chyba najlepsza rekomendacja książki.