Sny to fenomen, zagadnienie, którego do tej pory nie udało się w stu procentach opisać i wyjaśnić mechanizmów nim rządzących. Jest to też motyw, po który często sięgają pisarze, a tym razem zrobił to sam mistrz grozy - Stephen King. Nie od dziś wiadomo, że sen jest najlepszym lekarzem i doradcą, wszak z problemem najlepiej jest się przespać. Jest niezwykle istotnym elementem życia i gdy zaczynają się z nim kłopoty, nie należy tego lekceważyć. Bezsenność właśnie jest osią fabuły powieści Kinga pod tym samym tytułem. Książka jednak u mnie jej nie wywołała, tzn. nie zarwałam nocy po to, by poznać dalsze losy jej bohaterów, mimo, że bardzo chciałam ją przeczytać, zaintrygowana pomysłem na fabułę.
Co spowodowało, że tym razem mistrz grozy mnie nie zafascynował? Może dobór głównych bohaterów, którymi są emeryci, mieszkający w Derry. Ich problemy jeszcze są dla mnie obce, więc nie mogłam się w nich wczuć. Może też za dużo nawiązań do "Mrocznej Wieży" - nie przepadam za fantastyką i po ten cykl Kinga na razie nie mam zamiaru sięgać. Może za wiele dłużyzn na początku? Generalnie jednak, im dalej w las, tym akcja nabierała tempa i lektura szła całkiem nieźle.
Ralph Roberts jest mężczyzną po 70-ce. Niedawno umarła jego żona Carolyn, która zmagała się z ciężką, nieuleczalną chorobą. Ta walka o zdrowie kobiety i żałoba wpłynęła na Ralpha, który przestał dobrze sypiać. Im dłużej trwa jego bezsenność, tym więcej sposobów mężczyzna próbuje zastosować, by zacząć znów normalnie śnić. Jednak nic nie skutkuje, natomiast Ralphowi zdarza się coraz więcej dziwnych rzeczy. Kiedy zaczyna widzieć aury - kolorowe chmury i wstążki otaczające innych ludzi w miasteczku Derry, Ralph podejrzewa, że traci zdrowe zmysły. Okazuje się jednak, że w swym pokręconym darze nie jest osamotniony. Odkrywa, że co najmniej jedna osoba, widzi i odczuwa to samo, co on. To jego dobra przyjaciółka Lois, która wraz z Ralphem stoczy batalię z panami życia, śmierci i czasu.
Momentami "Bezsenność" przypominała mi "Stukostrachy". Pojawienie się małych, łysych doktorków uznałam początkowo za pełen odlot pisarza, ale później wszystko ułożyło się w logiczną całość. Mamy więc opowieść o przeznaczeniu i celu życia człowieka, wolności wyboru, miłości i śmierci. Było w powieści kilka fajnych pomysłów jak np. "pożeranie aury" pozwalające odmłodnieć, lecz akcja jak dla mnie za bardzo pogalopowała w stronę fantasy. Dlatego właśnie tej powieści Stephena Kinga nie zaliczę do ulubionych i nie polecę jej jako pierwszego wyboru dla osób, które dopiero chciałyby zacząć przygodę z Kingiem.