'Po tym, jak Olga zobaczyła go po raz pierwszy, uporczywie wracał do niej w myślach. Tajemnicza postać z kolorowymi balonami. Ni to mężczyzna, ni to dziecko. Ona samotna,on osobny i zamknięty we własnym świecie. Ich losy przetną się ponownie na skrzyżowaniu ulic w chwili tragicznego zdarzenia.'
Nie wiem zupełnie, co ta książka ma w sobie, jakie narkotyki, jakie inne używki, jakie opiaty czy dziwną i niewytłumaczalną siłę uzależniającą, ale po prostu ją pochłonęłam. Nie było siły, która mogłaby mnie oderwać od 'Nikt nie idzie' i chyba tylko resztka zdrowego rozsądku kazała mi się kłaść, bo następnego dnia rano byłabym w pracy po prostu martwa. Nie mogłam się jednak doczekać chwili, kiedy znowu siądę na kanapie i będę mogła się dowiedzieć, co takiego ostatecznie przydarzyło się głównym bohaterom. Czytając tę książkę odnosiła wrażenie, jakbym żyła życiem Olgi, Igora i Klemensa, a nie tylko podróżowała gdzieś obok. I właśnie to powoduje, iż uważam książkę Małeckiego za zdecydowanie jedną z najlepszych w tym roku. Mało który pisarz potrafi tak wciągnąć mnie w swoją opowieść.
Z jednej strony trudno powiedzieć, żeby historia Olgi czy Igora była jakaś wyjątkowa. Oczywiście, takie rzeczy jakie im się przytrafiały na pewno nie są chlebem powszednim każdego z nas, ale z drugiej strony słyszy się o nich, może nawet zna się osoby, które straciły w dość niewyjaśnionych okolicznościach swoich bliskich albo w ten czy inny sposób musiały odpokutować za swoje wcześniejsze winy. Nawet Klemens, który jest osobą niepełnosprawną, nie jest kimś szczególnie wyjątkowym, w końcu mamy świadomość, że takie osoby żyją i funkcjonują dookoła nas. Jednak z drugiej strony czytanie o ich życiu jest niesamowicie fascynujące. Jakby na kolejnej stronie miało nam się ukazać jakieś przesłanie, jakieś wyjaśnienie czy pocieszenie. Może częściowo czytelnik chciałby po prostu znaleźć w tych opowieściach historie o samym sobie? A może w drugą stronę - patrząc na to, co spotyka bohaterów 'Nikt nie idzie' pomyśli sobie, że jego życie jest jednak w gruncie rzeczy całkiem dobre? I zorientuje się, że naprawdę nikt nie idzie tą drogą.
'Nazajutrz w ogrodzie pojawił się chłopiec w za dużych spodniach i koszulce z postrzępionym rękawem.'
Gdyby ktoś zapytał mnie o czym właściwie jest 'Nikt nie idzie' powiedziałabym, że o życiu. O tym wszystkim, co nam się przytrafia, o tym co daje nam szczęście i w dużej mierze - co nas zasmuca. O porażkach, problemach i błędach, jakich możemy żałować do końca swoich dni. Jest również historią otwartą, niedopowiedzianą, która pozostawia czytelnika z przeświadczeniem, że nigdy nie odkryjemy pewnych spraw, że niektóre wydarzenia z przeszłości pozostaną na zawsze nierozwiązane, choćbyśmy próbowali z całych sił je zmienić. Nawet jeśli zamieciemy je pod dywan, to jednak zawsze będą gdzieś, w którymś momencie, łypać na nas nieufnie.
Opisy w książce są w gruncie rzeczy bardzo proste, ale w niczym to nie przeszkadza, powoduje nawet, że przez historię się płynie, jakby naprawdę była opowiadana przez głównych bohaterów. Wszystko zdaje się być namacalne - bliskość Igora, rozterki Olgi, czy nawet szaleństwa Klemensa, ich spotkania i wzajemne powiązania. Może najwłaściwiej będzie po prostu powiedzieć, że autor zdołał zbudować klimat, który powoduje, że naprawdę chcesz poznać historie jego bohaterów, że chcesz znać ich zakończenie, ale jak to bywa w życiu - przyszłość kryje się w cieniu. I chociaż w czytelniku pozostaje niepewność i poczucie, że przecież to wszystko, każdy wątek, nie może się po prostu ot tak urwać, to jednak tak się dzieje. Wraz z końcem dnia nie wiemy, co przyniesie następny. Wraz z ostatnią kartką książki, nie wiemy, co czeka dalej jej bohaterów. W tym wypadku nie czuję niedosytu i braku dopełnienia. Czuję po prostu kaca, po opuszczeniu tej opowieści, jakbym straciła kogoś bliskiego.
'Wsiedli do auta i odjechali w kierunku Warszawy.'