Sebastian jest w głębokiej żałobie po stracie matki. Dręczących go myślach i uczucia próbuje uciszyć, zażywając różnego rodzaju środki odurzające. Z pomocą przychodzi do niego ojciec, który proponuje mu wolontariat w hospicjum Eden. Z początku sceptycznie nastawiony chłopak, podejmuje się tego zadania. Poznaje tam Mateusza, który za wszelką cenę próbuje oszukać ciężką chorobę, wyniszczającą jego organizm. Między nimi nawiązuje się szczególna więź. Czy Sebastian będzie w stanie pomóc Mateuszowi? A może oboje pomogą sobie nawzajem?
“Najciekawszych ludzi poznasz tam, gdzie najmniej się ich spodziewasz”.
“Mój ostatni miesiąc” jest historią o dojrzewaniu i akceptowaniu pewnych wydarzeń, które los na nas zsyła, jest historią o pogodzeniu się z największą stratą, jaka może przydarzyć się człowiekowi, czyli śmiercią bliskiej osoby. Jest to również historia o odnajdywaniu szczęścia w najmniej oczekiwanych chwilach, które życie daje nam doświadczyć.
Nie płakałam dużo na tej historii, jednak przez większość czasu byłam wzruszona i czułam dumę. Byłam dumna, że każdy z poznanych bohaterów zaznał, chociaż odrobinę szczęścia, nawet jeśli momentami fabuła przypomniała jakąś telenowele o romansach w hospicjum. Nawiązywały się relacje, które przynosiły nadzieję i szczęście na lepsze jutro. Osoby w nie zaangażowane również wiele z nich wynosiły, nawet jeśli nie trwały one bardzo długo. Ale właśnie czy tak nie powinno być? Każda, chociaż najmniejsza relacja powinna nas czegoś uczyć, nawet jeśli nie była ona udana.
Ta historia była dla mnie nowym doświadczeniem. Wyniosłam z niej znacznie więcej niż nowe tematy do refleksji. Z początku niekomfortowo czytało mi się książkę, której akcja dzieje się w mieście, które niedawno odwiedziłam. Jednak kiedy pokonałam ten dyskomfort, nie potrafiłam jej odłożyć, chociaż na chwilę. Pomimo tego iż znajduje się w niej mniej romansu, niż oczekiwałam historia, którą przedstawia autor, jest niezwykle piękna. Nie wiem, czy będę w stanie dokładnie przedstawić, co czułam, zapoznając się z nią.
Pojawia się mankament, który przeszkadzał mi w całej akcji. Historia zaczyna się wolno, momentami jest nawet monotonna, aby później znacznie przyśpieszyć. Utrudniło mi to trochę przeżywanie fabuły i zżycie się z bohaterami. Lubię ich wszystkich, jednak się z nimi nie zżyłam. Przez to, w jakim tempie działa się akcja, nie miałam możliwości z dokładnym zapoznaniem się z daną postacią, ponieważ zostałam zalana informacjami w dużej ilości przy kilku osobach naraz. Co do samego romansu, pomimo nie potrafiłam wyczuć momentu, w którym z nieznajomych przeszli do kochanków. Rozumiem fakt, że jeden był śmiertelnie chory, więc wszystko działo się z lekkim przyspieszeniem, jednak nie pozwoliło to dokładnie poznać relacji chłopaków.
“Nie można segregować ludzi w zależności od stopnia wrażliwości na cierpienie. Nasza odporność psychiczna jest uzależniona od zbyt wielu czynników”
Podsumowując, pomimo przewidywanego zakończenia bawiłam się dobrze, czytając tę historię. Jestem zachwycona, tym jak została wydana ta książka. Ma cudowną, graficzną okładkę nawiązującą do historii, która już przy zapowiedziach i promocji książki przyciągnęła moją uwagę. Czytając, czułam trochę “Trzy kroki od siebie” i “Ósmoklasiści nie płaczą”.