"Coben chyba dość mocno już przywykł do tego, że jego powieści są ekranizowane" - taka to myśl najczęściej towarzyszyła mi podczas lektury tej książki :) Widać, że autor bardzo chciał, by właśnie była ona materiałem na serial, by była w jak największym stopniu, hmmm, "serialogenna" :) By poszczególne sytuacje z życia postaci mogły ukazywać nam się w głowie jako prawie że kompletnie przygotowane sceny "do zobaczenia na ekranie". "Gotowy materiał wam daję, scenarzyści którejś z platform", to mógłby być podtytuł tej książki. Na pewno zaś hasło to pasuje do niej bardziej niż do wcześniejszych prac tego pisarza.
I udało się to jakże zdolnemu przecież autorowi, nie da się ukryć. Cała powieść jest bardzo plastyczna, przemawiająca do wyobraźni, łatwo obrazujemy sobie to wszystko, co nam się opowiada. No, prawie wszystko, kilka scen udało się pod tym względem wyraźnie gorzej: sam początek w studiu telewizyjnym, impreza nastolatków (ta chyba najbardziej), wprowadzenia dwóch postaci już gdy akcja była w zaawansowanym stadium (one zresztą było tak czy owak dziwne). Ale to tylko wyjątki na tle których tym bardziej właśnie dostrzegamy ową plastyczność tekstu. Tym bardziej jesteśmy dzięki temu wciągnięci w snutą przez Cobena opowieść, bardziej nawet, niżby to uzasadniała sama fabuła, do czego jeszcze wrócę.
To serialowe przeznaczenie powieści ma jeszcze jeden skutek - autor szarżuje z ironicznością stylu wyraźnie mniej intensywnie niż to robił dotychczas. Wiecie, jaki jest Coben? :) Co kilka zdań to żarcik, to komentarz, to ksywka dla jakiejś przygodnie pojawiającej się postaci. Wielu, to kocha (w tym także i ja :) ), inni nienawidzą, ale to fakt. No, ale to niespecjalnie można przenieść na ekran, wszyscy chyba nawet intuicyjnie to czujemy, prawda? Tu jest więc tego mniej niż w większości znanych mi wcześniejszych dziełek pisarza. Co ciekawe najwięcej (i naprawdę sporo) tego typu wstawek znajdujemy w początkowych partiach powieści, zupełnie jakby autor chciał się w nich wyszumieć, by potem móc już to ograniczyć :) Właśnie ograniczyć, nie wyłączyć, bo później dalej znajdujemy te zagrywki, po prostu jest ich mniej, wciąż jednak więcej niż u innych (nawet anglosaskich, bo oni przecież zazwyczaj dają tego najwięcej) pisarzy.
Osobnej wzmianki wymaga obecny w powieści wątek polityczny, pierwszy chyba aż tak wyraźny w Cobenowym dorobku. Jest punktowo bardzo dobry, generalnie jednak rozmyty. Wiele scen z udziałem osób zaangażowanych politycznie jest napisach naprawdę bardziej niż sprawnie - wczuwamy się w gierki, w mechanizmy oddziaływania na opinię publiczną, walki o władzę, mamy wrażenie, że pisarz nie tylko chce nam pokazać, jak to od wewnątrz wygląda, ale i na serio coś o tym wie i kupujemy tę jego wizję. Jednocześnie jednak całość widzimy jakby przez niedomytą szybę - jesteśmy jakoś tak oddzieleni od tych ludzi, nie w pełni im towarzyszymy. Wcześniej pisałem o nie najlepszym gdy idzie o obrazowość charakterze niektórych scen, pamiętacie? No to wczesne sceny z politykami jak najbardziej dodajcie sobie do tej listy :) Choć może może właśnie tyczy to w pierwszym rzędzie tylko pierwszych ich pojawień, potem jest pod tym względem dużo lepiej.
W ogóle zaskakuje jak wiele ciekawych postaci autor wykreował na potrzeby tej powieści. I to nawet nie na zasadzie "a to strzelę sobie efektowną nową osobę z tła, co mi tam, patrzcie, jak łatwo mi to przychodzi" :) Są to naprawę pełnokrwiści, jednocześnie jednak zrobieni bez popisywania się bohaterowie, których można wykorzystać jeszcze w wielu kolejnych tekstach. W tym miejscu jednak mała uwaga - czemu tak olano tajemnicę z samego początku powieści? Mnie to nie przeszkadzało, cieszyłem się stylem i obrazowością tekstu, ale wyobrażam sobie, że dla wielu czytelników mógł to być bardzo wyraźny zgrzyt. Okej, w książce znajdujemy wskazówki, że autor chciał, by to podziałało na zasadzie "zaczynam nowe życie, zapominam o przeszłości", ale naprawdę nie wybrzmiało to tak, jak powinno, było pokazane o wiele za mało intensywnie. Zwłaszcza jeśli się pamięta na co np. położono nacisk w opisie z tyłu okładki.
Dobrze, przejdźmy teraz do samej fabuły i jej jakże ważnego dla jej i całej powieści oceny rozwiązania. Czy tylko ja uważam, że wyszło ono trochę w stylu Deus ex Machina? Ot, mamy podanych kilka faktów tyczących tego, o co w tym wszystkim chodziło, obowiązkowo, jakże by inaczej, też kilka wskazówek które wcześniej nam znane wydarzenia miały nas na to rozwiązanie naprowadzić i tyle. Nie zrozumcie powyższych zdań jako zbyt mocnej krytyki, widać, że autor chciał, by zakończenie i przez to i cała wieńczona przez nie fabuła było mocne i poruszające i w znacznym stopniu takie one właśnie są. Silnie działające sceny, zaskoczenia (choć tych nie jest znowuż aż tak dużo) w kilku punktach zakończenia omalże elementy greckiego katharsis :) Pamiętajcie, Coben od dawna wprowadzał coś takiego, zwłaszcza w końcowych rozmowach bohaterów, i często naprawdę czuliśmy się przewałkowani (w pozytywnym sensie, żeby nie było) przez te sceny. Okej, jasne - generalnie miałem zapewnioną satysfakcję czytelniczą także i z fabularnej strony tej książki jako takiej. Ale... no właśnie, Wy też to Deus ex Machina widzicie w tym, jak autor pozamykał wątki?
W ogóle miałem zacząć tę recenzję od czegoś innego, ale niech już będzie, że taki już ze mnie chłopak na opak, że to, co miało być na początku dam na samym końcu. Otóż byłem bardzo ciekaw tej powieści. Poprzednią książkę Cobena, "O krok za daleko", uważam za bardzo złą. I stylistycznie (tak, to odczułem czytając ją najboleśniej, cudownie ironiczny styl Cobena gdzieś zniknął i to prawie całkowicie) i gdy idzie o postacie i fabularnie męczącą. Ciekaw więc byłem, czy była to jednorazowa wpadka i autor się następną powieścią odbuduje i wróci do dawnej formy. I z zupełnie czystym sumienie mogę napisać, że mu się to udało. To jest poruszające, mocne, takie, że w to wierzymy. Przyjemne w czytaniu w najlepszym sensie tego wyrażenia. Wróciły dawne zalety Cobenowego pisarstwa, i gdy idzie o sposób snucia opowieści i gdy idzie o siłę niektórych scen Wszystkie wymienione przeze mnie wady to tylko wyjątki od zasady, podkreślam.
Wręcz jedną gwiazdkę dałem właśnie na zachętę - oby tak dalej, panie Coben.