Kto nie zna tego pana? Nie widać rąk podniesionych nieśmiało do góry. Po „Grze o tron” George R.R. Martin jest jednym z bardziej poczytnych i znanych autorów na świecie i myślę, że to stwierdzenie nie jest przesadą. Często sięgam przy tak sławnych autorach po wcześniejsze książki. Jest to metoda, która pomaga mi zaobserwować, jak bardzo rozwinęli się w swojej pisarskiej karierze. Gdy zatem w moje łapki wpadło „Światło się mroczy”, byłam trochę zaniepokojona, gdyż fanką science-fiction nigdy nie byłam, ale… musiałam zapoznać się ze środkiem.
Martin urodził się trzy lata po zakończeniu II wojny światowej w stanie New Jersey, w Bayonne. Jest twórcą science-fiction oraz fantasy – zarówno opowiadań, jak i powieści. Niewątpliwie największą sławę przyniosła mu „Pieśń Lodu i Ognia”, którą zekranizowano dla kanału HBO. Martin jest wielokrotnym zdobywcą nagród Nebula, Hugo oraz wielu innych (np. World Fantasy Award). Znany jest ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi i… dość sadystycznego męczenia swoich bohaterów, a także czytelników.
Dirk t’Larien nigdy nie zapomina o złożonych obietnicach. Gdy jego dawna miłość, Gwen, wzywa go, przybywa jej na ratunek. Tym sposobem trafia na Worlorn – planetę, która niegdyś była chlubą światów zewnętrznych, a aktualnie jej populacja znacznie się zmniejszyła i umiera. Dirk z pewnością nie spodziewał się spotkać ukochanej w takim otoczeniu, a tym bardziej poznać jej obstawy w postaci dumnych Kavalarów. Ten lud bowiem nie unika przemocy, a swój kodeks traktują niezwykle poważnie – ale o tym t’Larien przekona się już wkrótce…
Naprawdę lubię światy, które są zbudowane od podstaw – mają one zasady, religię, kulturę, a nawet język. Widzę wtedy, iż autor zdecydowanie postawił na bycie kreatorem, nic go nie krępuje – daje upust swej fantazji. Dodatkową zaletą jest to, gdy taki świat jest uporządkowany i podany w przystępnej, zrozumiałej dla czytelnika formie. Nie będę ukrywać, że początek lektury „Światło się mroczy” z tego względu wypadał nadzwyczajnie słabo.
Martin miał dość konkretny pomysł fabularny – głównie skupił się na ukazaniu rzeczywistości, w której żyją bohaterowie, a także ich zwyczajach. Niestety, zarzucił tym samym odbiorcę powieści wieloma informacjami. To natężenie sprawiło, że ciężko było mi zrozumieć, gdzie znajduje się główny wątek, kto jest kim w historii, a także… o co temu autorowi chodzi? To uczucie dezorientacji utrzymało się przez kilka pierwszych rozdziałów, przy których z uporem maniaka sprawdzałam w dołączonym słowniczku nieznane mi pojęcia, a także analizowałam fakty.
Chociaż początkowo nie byłam zachwycona ilością tworów kulturowych autora, których wydawało się zdecydowanie za dużo, jak na jedną powieść, nie mogę odebrać Martinowi ukłonu za naprawdę świetny obraz kultury. Nacja, którą stworzył – Kavalarowie – była niezwykle dopracowana, a ich zwyczaje całkowicie pochłaniają. Ich prawa były surowe i brutalne, jednak odnosiły się do dumnej historii – to była prawdziwa przyjemność czytać o czymś tak realistycznym.
Język Martina był bardzo szczegółowy – pisał dosłownie z dość metaforycznym zacięciem, jeśli chodzi o opisy przyrody, czy też otoczenia. Jego świat był niezwykle barwny i pełny. Dzięki sumienności autora otrzymaliśmy bardzo interesujący portret wyimaginowanej kultury, co mnie szczególnie urzekło.
Postacie „Światło się mroczy” intrygują – autor zrywa ze schematami i – podobnie jak w „Pieśni Lodu i Ognia” – nie waha się przy kontrowersyjnych rozwiązaniach. Jego bohaterowie nigdy nie są krystalicznie czyści, zawsze mają jakieś wady, które irytują czytelnika. Nie postępują słusznie – często wręcz wydaje się, iż buntują się przeciw nakazom bycia idealnym herosem. Mimo tego właśnie to w nich można pokochać – są po prostu inni.
Martin zaskoczył mnie w „Światło się mroczy”. Nie jest to powieść pełna akcji, jak mogłam się spodziewać – wręcz przeciwnie – płynie ona dość wolno i spokojnie, by przyspieszyć w kulminacyjnym momencie. Rozwiązania autora są nieoczekiwane, podobnie jak sama fabuła. Z pewnością ta historia najbardziej urzekła mnie dzięki dobrej kreacji tradycji i kultury oraz postaci. Jest to powieść nie tylko dla miłośników autora, ale także dla ciekawskich, którzy chcą się dowiedzieć – jak ten słynny George R.R. Martin zaczynał i czy faktycznie warto go czytać?
„Prześlij mi to wspomnienie, a przybędę, nie zadając pytań.”
Pozdrawiam
/ludzka-sokowirowka.blogspot.com/