Rok 1986. Jest to rok, który zapoczątkował wszystkie zmiany w życiu rodziny Pośpiechów. Wtedy to, przeprowadzili się z maleńkiej kawalerki, do większego mieszkania na Brzeskiej. Mieszkanie to wywalczyła ich matka, która jak lwica wyrzucona drzwiami, wskakiwała po swoje przez okno. Tę determinację w działaniu można zaobserwować również u Artura, który przestępstwo miał we krwi, a może nabył je właśnie tam, na tej ulicy. Kto wie, czy jego życie nie potoczyłoby się inaczej, gdyby nie ta przeprowadzka. No ale wiadomo, krowa wydojona, mleka w cycki nie wsadzisz. Już się nie dowiemy.
Mamy za to możliwość poznać życie Artura i jego bandy, która okradała wszystko, co mogła i nikt nie mógł spać bezpiecznie. Znaczy, osoby, które nie miały własnej działalności spały jak dzieci, nieświadome czyhających niebezpieczeństw na tych, którzy postawili zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Dlaczego tak piszę? Bo lata 90 to była brama do piekła lub do raju. To, jak się ustawiłeś, jaki miałeś charakter, decydowało o Twoim przyszłym życiu. Ci, którzy się rodzili na przełomie zmian, czuli się jak ryby w wodzie. Ci, którzy już żyli dłużej, do tych zmian musieli się dostosować, a było różnie. Musicie mi uwierzyć na słowo.
Artur widział dla siebie wszędzie okazję. Nawet we własnym domu. On nawet swojej rodziny nie oszczędził, a potem musiał tylko trwać przy swoim, że to nie była jego ręka, pomimo tego, iż żadnej innej w pobliżu nie było. On był złodziejem doskonałym, a kłamcą jeszcze lepszym, co przydało mu się później, w czasach wielu odsiadek. No ale to troszkę później, bo mały, zaczynał od 9 roku życia i jak już raz posmakował, to nic nie było go w stanie powstrzymać. Stadion Narodowy w Warszawie, to była magia. I dla handlujących i dla kradnących. Tam była wolna amerykanka i trzeba się było orientować, żeby nie zostać pożartym i wyplutym.
Ze stadionu na salony, tzn. na sklepy. Najlepiej, że kradli obok, a sąsiedzi trzymali z nimi sztamę, bo co zostawało, to rozdawali. I tak na Brzeskiej kobiety opierające łokcie na poduszkach, przymykały oko na małych bandziorów, w zamian za kawałek czekolady lub kawy.
Jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia, a Arturowi było ciągle mało, w związku z czym przerzucili się na sklepy jubilerskie i to dopiero okazała się "żyła złota" i to nie w przenośni. Kwoty większe, możliwości większe. Świat stawał przed nimi otworem.
Mogłabym dalej przytaczać wiele przykładów, jednakże bardzo bym chciała nie zabierać Wam przyjemności z czytania, więc już nic więcej o sprawach.
Co do samego Artura. Ma teraz 50 lat. Jest praktycznie w moim wieku, a w życiu nie przepracował ani jednego dnia uczciwie. Jest teraz na wolności i jak sam mówi, bardzo chciałby zacząć normalnie żyć. Pytanie tylko, co to jest dla niego normalne życie, jeśli nie miał okazji poznać innego, niż tego przestępczego. Jestem przekonana, że ta książka wiele mu ułatwi, gdyż spotkania autorskie i promocja samej książki, to już jest moralność, o którą wielu zabiega.
Czy ta książka jest złagodzona? Na pewno w wielu przypadkach tak. Przecież nikt nie kładłby głowy pod topór i nie podawał najbardziej hardcorowych informacji. Nie mniej i tak robi robotę, a nam osobom, które z przestępczością nie miały nic wspólnego, oczy otwierają się ze zdumienia wiele razy.