W podziękowaniach autor wyraża wdzięczność jednemu ze swoich dawnych nauczycieli za to, że nauczył go posługiwać się prostymi zdaniami oznajmującymi i ja się do tych wyrazów wdzięczności przyłączam. To co buduje tę serię, sprawia że jest wyjątkowa i mimo licznych klisz z gangsterskich filmów i seriali, jest oryginalna i nie można się od niej oderwać, to właśnie ten oryginalny styl autora oparty na prostocie, skupiony na jasnym przekazywaniu informacji czytelnikowi - "Danny Ryan wchodzi do baru, w dłoni trzyma dymiący pistolet."* Zaraz dowiemy jak do tego doszło, ale ten mocny początek przykuwa uwagę, zaciekawia. Moc winslowowego stylu "do brzegu" potęgują również krótkie, nie raz (szczególnie pod koniec książki) jednoakapitowe rozdziały. Wyszła z tego twarda, męska proza z dziennikarskim sznytem. Winslow relacjonuje nam historię Ryana bez udziwnień, bez literackich ozdobników wzmacniając w ten sposób siłę tej historii do maksimum.
Bohaterowie książki to totalna klisza. Są świetnie napisani, ale na przykład włoscy mafiozi są jak żywcem wyjęci z "Rodziny Soprano". Sam Danny Ryan to bohater jakim podświadomie chciałby być każdy facet w prawdziwym życiu - jest przystojny, zdeterminowany, charyzmatyczny, kocha swoją rodzinę i przyjaciół jest gotowy na (dosłownie) wszystko żeby chronić swoich bliskich, ale oczywiście nieprowokowany jest łagodny jak baranek, a fortuna którą zdobywa mimochodem jest dla niego środkiem nie celem - prawdziwy selfmademan man. Stróże prawa - wiadomo - przeważnie skorumpowani karierowicze, a prawnik jeśli mu dobrze zapłacić wybroni każdego. I co z tego skoro oni wszyscy są tak zajebiście napisani - są jacyś, są wielowymiarowi i na spadające na nich (zazwyczaj przykre) wydarzenia reagują w sposób nieprzewidywalny co często jest powodem ciekawych zwrotów akcji (jak na przykład podczas procesu Petera Morettiego Juniora).
Cała trylogia to właściwie jedna wielka grecka tragedia, bo czegokolwiek Danny nie osiągnie, właściwie rozpada się jak domek stawiany bez nadzoru budowlanego. Na Ryana niczym na Hioba, spadają kolejne tragedie, dostaje od życia kolejne ciosy - nie może ustabilizować swojego życia - najpierw musi uciekać z Rhode Island, potem Los Angeles a na koniec, cóż... jak to uciekinier, cały czas musi oglądać się za siebie, całe szczęście, że zawsze znajdzie się ktoś, kto wyciągnie do niego pomocną dłoń. Ale mimo tego, że wiedziałem, że Danny wygrzebując się z jednego szamba na bank trafi do kolejnego, bo bez jaj - niemożliwe żeby wszystko dokumentnie posrało się, dajmy na to w 1/3 powieści, to i tak książka mnie pochłonęła, bo pokochałem styl Dona Winslowa, zaprzyjaźniłem się z bohaterami i bawiłem się jak przy najlepszym serialu - książki, takie jak te, pisarze tacy jak Don Winslow** są ratunkiem dla literatury jako masowej rozrywki.
* To moja wariacja
** Niestety to była ostatnia książka autora - nie, nie umarł, przeszedł na emeryturę ;)