Ania Ryż jest bardzo specyficzną autorką i albo się ją kocha, albo nie znosi. Jej opisy, jej styl, jej światopogląd, który dodaje jako bonusową wisienkę do swoich książek - na to trzeba albo mieć nastrój, albo kochać miłością dozgonną. Ja dryfuję gdzieś tak pomiędzy (i jestem zapewne jednym z wyjątków potwierdzających regułę). Uwielbiam Annę i jej pióro, ale nie przymykam oczu na wady jej książek i sposobu w jaki prezentuje swoje postacie.
"Sługa kości" też dryfuje sobie radośnie pomiędzy. Pomiędzy perłami Ani, takimi jak "Wywiad z wampirem" czy "Wampir Lestat" a druzgocącym nadzieję "Krwawym kantykiem". Jest to bowiem powieść średnia, ani zła, ani wybitna. Dla fanów Anne pozycja do przeczytania, dla przeciwników stylu autorki prawdopodobnie nie do zdzierżenia.
Tytułowy Sługa Kości ma na imię Azriel i jest duchem mocy, czyli takim babilońskim dżinnem z lampy, który służy panom, ale sam jest związany swoimi kośćmi, a ten kto je posiada, ma prawo Azrielowi rozkazywać. Oczywiście, jedynie wtedy, gdy Azriel polubi swojego pana, bo jeśli nie zapałają do siebie sympatią, duch może śmiałka zniszczyć i wrócić do swoich kości. Ten oto Azriel opowiada pewnemu człowiekowi historię swojego życia, od Babilonu, przez Grecję, aż po czasy współczesne. Wiem, że Ania lubiła tę formę, można się jej dopatrzyć wielokrotnie w Wampirzych Kronikach.
Babilońska część opowieści to odrobina groteski zmieszana z wizją Anne dotyczącą bóstw i wiary, a także wariacja na temat podboju Babilonu przez perskiego władcę Cyrusa. Groteska jest naprawdę groteskowa, a pomysły Ani dość odważne pod względem historycznym, jednak dobrze sie to czyta. Jest w tym urok, urok kwiecistego stylu Anne, który pląsa sobie radośnie pomiędzy kartami powieści.
Później, gdy Azriel staje się już duchem (aniołem, demonem, sam nie wie), poznajemy jego pierwszego mistrza i nauki jakie mu ofiarowuje. Znów poznajemy ancyną wizję świata duchowego, która jest nie mniej odważna teologicznie niż jej historyczne pomysły. Wciąż dobrze się czyta, tak do połowy książka jest bardzo dobra i ma się nadzieję, że będzie taka do końca.
Niestety, czasy współczesne i wejście w temat sekt kuleje tak pod względem literackim, jak i pod względem ilości prawd objawionych, które Anne nam serwuje. Rozumiem, oczywiście, sam fakt sięgnięcia po tematykę kultów wszelakich jest ciekawy, wpływ proroków na masy, ich fałszywe objawienia i to jak mamią miliony, by zebrać także miliony, ale dolarów. Jednak Ania ma dość oryginalną wizję świata i ona właśnie, ta specyficzna idea starszej pani, która widzi wszystko przez odrobinę różowawe okulary, sprawia, że tematyka sekt niknie pod naporem rozwlekłych wynurzeń, z którymi w większości trudno mi się zgodzić.
Postacie w "Słudze kości" są albo piękne i bogate, albo obrzydliwe i zdegenerowane. Takie dzielenie na czarne-białe jest typowe dla Ani. Ania uwielbia, gdy bohaterowie nie mają cielesnych skaz, są piękni niczym bóstwa. Hula sobie więc piękno i doskonałość, przeciwstawiona obrzydliwości i złu. I muszę przyznać, że nawet ja miałam ochotę czasem rzucić książką przez okno. A przecież jestem miłośniczką ancynego stylu. Kiedy doszłam do opisu włosów na głowie grubych niczym włosy łonowe, wyłączył mi się na chwilę mózg.
"Sługa kości" to w takiej samej mierze powieść psychologiczno-teologiczno-historyczna, jak i kubełek, do którego autorka wlewa swoje poglądy. I to jest jej największa wada, bo ja nie lubię - i założę się, że większość z nas również - jak mi się wciska dziecko w plecy. I gdyby nie to, ta zgniatarka ideologiczna, powieść podobałyby mi się o wiele bardziej. Główny bohater - ciekawy. Pomysły - karkołomne lecz chwytliwe. Czego chcieć więcej.
Myślę, że "Sługa kości" może spodobać się fanom Ani. Jeśli umieją przymykać oko i cieszyć się oryginalną historią, która tak - jest interesująca i ma duży potencjał. Jednak jeśli książki z Pocztu Wampirów Gotyckich nie przypadły wam do gustu, to tym bardziej nie spodoba się wam "Sługa kości" - ma wszystkie wady w/w plus dodatkowe i nie posiada niestety tego specyficznego czaru, magii, które były obecne w pierwszych kronikach Ani.