Ostatnio rzadziej sięgam po książki z motywem fantastycznym co jest dość dziwne i niespotykane, bo jeszcze niedawno zaczytywałam się w tego typu pozycjach. Jednak, gdy tylko zdałam sobie sprawę, że zupełnie nie nadążam za nowościami, a jednocześnie pojawiła się możliwość otrzymania „Drogi smoka: morza krwi” nie czekałam ani minuty, tylko zamówiłam.
Właściwie nie wiem do końca od czego powinnam zacząć. Ciśnie mi się na usta i klawiaturę, żeby z miejsca opowiedzieć wam całą historię, ale nie mogę i nie chcę, bo zniszczyłabym radość z czytania, już nie wspominając o tym, że byłby to brak szacunku do autorki.
Dobra, koniec. Po tym przydługim wstępie przejdę w końcu do rzeczy. Książka opowiada o przygodach Alexa Fitzwilliama (zmiennego, a w dodatku Inkwizytora, czyli członka PBI, który zajmuje się egzekwowaniem przestrzegania prawa wśród swojej rasy) i Andrei Niwiński (człowieka, w dodatku zajmującego się pomocą innym kobietom).
Para poznaje się, gdy Alex przyjeżdża do Krakowa poturbowany i połamany, na rozkaz swojego szefa. Ma zamieszkać u kobiety do końca swojej rekonwalescencji. Właściwie, jedyne co łączy tę dwójkę przez dłuższy czas, to jedzenie ugotowanych przez Andreę śniadań i spędzania czasu z nią i jej przyjaciółmi. Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko wywraca się o 180 stopni, gdy kilku paskudnych zmiennych pojawia się w życiu kobiety.
Wtedy również Andrea wyjeżdża i trafia do Afryki, w której spełniła niegdyś kilka lat i musi rozprawić się z problemami związanymi z jej zawodem, które zadziwiająco zaczynają się pokrywać z misją Alexa.
Potem robi się krwawo.
W grę wchodzi handel ludźmi, czy też polowania na zwierzynę, a tą zwierzyną są zmienni. Zapowiada się, że starcie, które czeka naszych bohaterów wymaga od nich dwóch rzeczy. Nie dać się zabić i ocalić tyle żyć, ile tylko zdołają. Jednak poza krwią, potem, tonami broni i bólem, między naszą dwójką zaczyna rodzić się uczucie. Uczucie, którego się obawiają, a które napiera na nich z każdej strony.
Teraz moja opinia! Czekałam na ten moment od samego początku i od razu muszę przyznać, że książka ta była dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem i po raz kolejny utwierdziła w przekonaniu, że warto czytać debiuty.
Lubię sposób, w jaki zostali wykreowani główni bohaterowie, ani przez moment nie są płascy i przerysowani, co jest ogromnym plusem i sprawia, że lubię ich od początku do końca, a ich zachowanie absolutnie mnie nie irytuje.
Lubię przyjaciół Andrei, którzy wnieśli dużo humoru do tej historii. Pokazali co oznacza prawdziwa przyjaźń i mam szczerą nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej, gdy pojawi się kontynuacja tej historii.
Lubię relację między Andreą i Alexem, która została przedstawiona głównie w sferze uczuć, a praktycznie nie było w niej fizyczności, do której przyzwyczaiło mnie ostanie kilkanaście książek, które przeczytałam. Była do bardzo miła odmiana.
Na koniec lubię przygodę, którą przedstawiła nam autorka i to, że część książki dzieje się w Krakowie, przez co, ze względu na polskie realia, łatwiej było mi się wczuć w świat przedstawiony i wniknąć w prawa i struktury jakie w nim panują.
Pewnie zastanawiacie się, czy polecam tę książkę. Otóż tak, polecam bardzo mocno i zachęcam każdego z was do sięgnięcia po nią i to im szybciej tym lepiej. Pozycja ta przypomniała mi, dlaczego tak lubię powieści z wątkami fantastycznymi i narobiła ochoty na kilka tytułów z mojego stosu hańby. Poza tym ogłaszam wszem i wobec, że bardzo mocno czekam na kontynuację „Drogi smoka” i liczę, że niedługo się pojawi, a autorce gratuluje świetnego debiutu!
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl