Powieść społeczno-obyczajowa, zgodnie z definicją, przedstawia realistycznie życie fikcyjnego bohatera. „Glina a złodziej” Anety Wybieralskiej jest przykładem takiej właśnie powieści.
Główny bohater, Tomasz Stopiński pseudonim „Stopa”, ma ponad 40 lat i jest policjantem z podwrocławskiego komisariatu. Pracuje jako detektyw i policyjny negocjator. Pewnego dnia zostaje wysłany przez swojego przełożonego na 10-dniowy „obóz kondycyjny”, czyli do sanatorium w Cieplicach. Na miejscu zostaje wplątany w nieformalne śledztwo, które ma udowodnić kradzieże jednemu z pacjentów pobliskiego szpitala resortowego. Dalsza część książki to opis kolejnych dni pobytu Stopińskiego w sanatorium i przebieg jego dochodzenia dotyczącego kradzieży w szpitalu.
Z informacji o autorce dowiadujemy się, że zawodowo związana była ze służbami wewnętrznymi i jest miłośniczką pobytów sanatoryjnych. Uzasadnia to duży realizm opisów zarówno pracy policjantów w różnych służbach jak i bardzo dobrą znajomość tego, co dzieje się w trakcie „leczenia” w sanatorium czy w szpitalu resortowym. Umieszczenie akcji w ciekawym turystycznie rejonie może zachęcać do sięgnięcia po tę pozycję.
Okładka powieści, na której jest niewyraźna, stojąca tyłem postać w mundurze na tle ulicy przykuwa wzrok i zachęca do sięgnięcia po książkę. Opis dotyczący treści obiecuje ciekawą do lekturę.
I pod względem treści pisarka faktycznie wywiązała się z obietnicy na okładce.
Natomiast nie przekonał mnie jej sposób pisania. Styl narracji jest niespójny i drażni. Pani Wybieralska stosuje narrację trzecioosobową, a wybrany styl opowiadania o wydarzeniach stara się dopasować do osoby głównego bohatera. Wprowadza więc słownictwo potoczne, wiele kolokwializmów, nie zawsze zgodnych z normą językową. I tak jak pasuje to do języka dialogu, tak w narracji mnie osobiście to przeszkadzało.
Kilkakrotnie autorka umieściła w swoim dziele opisy, które bardziej pasowałyby do przewodnika turystycznego. Albo też wyjaśnienia pojęć np. czym jest dozór policyjny pisane językiem bardzo formalnym. Przedstawienie tego samego z perspektywy głównego bohatera byłoby o wiele korzystniejsze. Podczas czytania miałam czasami wrażenie, jakby autorka nie czytała swojego dzieła po jego napisaniu, bo powtarzała podane kilka stron wcześniej informacje. I mimo szczerych chęci nie umiałam znaleźć uzasadniania dla tych powtórzeń.
Być może w środowisku policyjnym zawód psychologa nie jest wysoko oceniany, ale mnie irytowały fragmenty związane z zajęciami z psychologiem jakie mieli przebywających na turnusie policjanci. Już samo nazywanie jej „psychopipka”, było obraźliwe i seksitowskie, a inne komentarze związane z jej wyglądem i pracą były równie grubiańskie.
Podobały mi się za to niektóre zabawne powiedzonka cytowane przez Tomasza, na przykład „w Pińczowie dnieje” czy „na chusteczkę mi ta wiedza”.
Sanatoryjne życie przedstawione przez pisarkę jest zgodne z powszechnym wyobrażeniem społeczeństwa o nim. Głównie są to imprezy suto zakrapiane alkoholem, potańcówki, przypadkowe znajomości nierzadko kończące się w sanatoryjnym łóżku. Nasz bohater nie stroni od alkoholu, ale wykorzystuje też czas na spacery i zwiedzanie okolicy, co mu się chwali. Mimo, że Stopa jest sympatyczną postacią i wywołuje raczej pozytywne emocje nie urzekł mnie na tyle, żeby sięgnąć po inne książki z jego udziałem.
Chociaż książka ma mankamenty, to ma też swoje zalety. Nie jest wymagająca intelektualnie, nie trzeba się wczytywać w akcję, żeby nie zgubić wątku, ani zagłębiać w skomplikowane przeżycia bohatera. Za to niektóre sytuacje są śmieszne a dialogi dowcipne. Zaletą jest jej objętość, można ją przeczytać w kilka godzin. Moim zdaniem jest to typowa lektura do jednorazowego przeczytania, np. w podróży. Mnie lektura powieści skutecznie zraziła do sanatoryjnych pobytów, ale zachęciła do odwiedzenia Cieplic.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.