Literatura faktu staje się coraz bardziej znaczącym elementem mojego czytelniczego życia, przez co rosną też moje wymagania wobec niej. Wyrobiłam sobie też pewien rodzaj odporności, staram się zagłębiać w sprawy kryminalne w sposób analityczny a nie emocjonalny, są jednak takie zbrodnie, przy których trudno wyłączyć emocje. Każda gwałtowana śmierć jest bezsensowana, jednak szczególnie bolą mnie te, których realnie dało się uniknąć, bo sygnały, że stanie się coś złego były trudne do przegapienia.
"Columbine" to reportaż niezwykle szczegółowy, efekt dziesięcioletniej pracy autora uzupełniony jeszcze epilogiem w 2016 roku. Choć Dave Cullen starał się usuwać swoją postać, nawet gdy opisywał wydarzenia, których był bezpośrednim uczestnikiem, by nadać książce więcej obiektywizmu, to jednak mimo narracji trzecioosobowej z tych kilkuset stron można wyczytać o wiele więcej niż suche fakty. I właśnie dlatego ta książka jest tak poruszająca.
To nie tylko obraz tragedii, która wydarzyła się w amerykańskim liceum, to także dość druzgocąca ocena działań dziennikarskich. Autor nie broni środowiska, z którego się wywodzi, rzetelnie przedstawia jak media uczestniczyły w utrwalaniu pewnych mitów i kreowaniu niejako alternatywnej rzeczywistości. W walce o najszybsze przekazanie opinii publicznej jakichkolwiek informacji nie było czasu na ich weryfikowanie, a nawet jeśli potem w pokrętny sposób próbowano je prostować, pierwotna wersja żyła już własnym życiem i była trwale zapisana w pamięci osób śledzących tę sprawę pobieżnie.
Do tej masakry nie musiało dojść. To jednoznaczny wniosek płynący z tej lektury. Zawiódł system, zawiodła policja, być może też w jakimś stopniu rodzina, przyjaciele i szkoła. Jednak sprawców było dwóch i nie dało się ich oskarżyć, ponieważ odebrali życie także sobie. To zawsze powoduje szukanie winny w ocalonych, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie toczą się przecież procesy o ogromne odszkodowania.
Eric i Dylan zostawili po sobie zapiski i nagrania, dzięki którym można odtworzyć nie tylko ich przygotowania do strzelaniny, ale też poznać ich osobowości. Trochę jednak drażniło mnie przedstawianie ich jako tego złego i tego pogubionego. Nawet jeśli jeden wywierał na drugiego wpływ, to ostatecznie obaj sięgnęli po broń i obaj zabijali, co świadczy o tym, że nie można jednego z nich winić bardziej.
Dużo miejsca poświęcono ofiarom, a to zasługuje na podkreślenie, bo nie jest to powszechna praktyka. Docenić należy także to, że autor zachował obiektywizm w stosunku do nich, nie czyniąc ich świętymi, jak to się często dzieje. Szczególnie poruszające są chyba historie ciężko rannych, którzy musieli walczyć nie tylko z ograniczeniami ciała, ale też z olbrzymią traumą i piętnem, jakie wywarł na nich ten jeden kwietniowy dzień.
Na okładce "Columbine" możemy znaleźć hasło "arcydzieło true crime" i w pełni zgadzam się z tym stwierdzeniem. Dave Cullen włożył w ten reportaż masę pracy, pokazał też, że można napisać książkę o tragedii pełną empatii i szacunku, bez rzucania oskarżeń nie mających pokrycia. Lektura obowiązkowa nie tylko dla fanów literatury faktu, ale także dla rodziców, pedagogów... tak naprawdę dla każdego.
Moje 9/10.