Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt. Tak właśnie brzmi pełna nazwa Obozu prewencyjnego dla młodych Polaków Policji Bezpieczeństwa w Łodzi utworzonego na terenie łódzkiego getta. Już sama ona przeraża, a to co się tam działo przechodzi ludzkie pojęcie. Bo o ile można jakoś „zrozumieć”, albo przyjąć do wiadomości istnienie obozów koncentracyjny dla dorosłych, to jeśli takie praktyki dotyczą dzieci, wyobraźnia sobie z tym nie radzi.
Obóz przy ulicy Przemysłowej przeznaczony był dla dzieci i młodzieży polskiej od 6 do 16 roku życia, chociaż z relacji świadków wynika, że przebywały tam dzieci od ok. 2 roku życia a nawet trafiały tam niemowlęta.
Pomysł na utworzenie takiego obozu na ziemiach polskich, które były włączone do III Rzeszy pojawił się prawdopodobnie w czerwcu 1941 roku, gdy Niemcy zaczęli rozważać co zrobić z polskimi dziećmi i młodzieżą, którzy są bezdomni, zostali przyłapani na drobnych kradzieżach, ulicznym handlu czy szmuglowaniu. Problemem stały się też polskie sieroty, które pozostały po rodzicach zabitych lub aresztowanych przez nazistów.
Najczęstszym powodem kierowania do obozu było tzw. „wałęsanie się” – właśnie na takiej podstawie Niemcy mogli umieszczać w nim każde napotkane dziecko, ale wśród uzasadnień skierowania do obozu znajdowały się też inne wpisy, jak np. nielegalne nabycie kart żywnościowych; ojciec na robotach w Rzeszy, matka w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, dzieciom grozi zaniedbanie; czy kradzież z innymi dziećmi owoców w ogrodach, zwłaszcza obywateli niemieckich itd.
Wszystkie uwięzione tu dzieci, w wieku od 8 do 16 lat, musiały pracować w warsztatach funkcjonujących na terenie obozu, ponadto wykorzystywano młodocianych więźniów do rozbudowy obozu.
Dokładna liczba ofiar obozu nie jest znana. Jednak śmiertelność była znaczna. Przyczynami śmierci były głodowe racje żywnościowe, praca ponad siły, fatalne warunki sanitarne i brutalne traktowanie młodocianych więźniów.
Po wojnie niektórzy pseudowychowawcy zostali postawieni przed sądem. W 1945 r. osądzono Edwarda Augusta i Sydonię Bayer, którzy zostali skazani na kary śmierci. W 1974 roku osądzono i skazano na 25 lat więzienia Genowefę Pohl vel Eugenię Pol, która to do końca uważała, że została ofiarą spisku, który zaprowadził ją za kratki.
To co spotkało polskie dzieci w tym niewyobrażalnym miejscu jest tak straszne, że nawet czytanie o tym sprawia przeciętnemu człowiekowi ogrom bólu.
Książka, którą dane było mi trzymać w ręku, mimo swoich skądinąd niewielkich rozmiarów -bo tylko 312 stron, w tym dość duża czcionka, fragmenty wspomnień, interlinia itd. – nie była możliwa do przeczytania w ciągu jednego wieczoru.
Gdy zaczynałam się coraz bardziej wgłębiać w jej treść, miałam momenty, że łzy same napływały do oczu. Wtedy to książka wędrowała z powrotem na półkę i wracała do mnie dopiero za kilka dni, gdy już otrząsnęłam się po tym, co wcześniej przeczytałam.
Jest to książka wyjątkowo ważna, ale i trudna dla osób wrażliwych, jednak niezbędna osobom, którzy zgłębiają tematykę nazistowskich obozów powstałych w czasie II wojny światowych na terenie Polski, ale i w innych miejscach Europy.
Nie można obok niej przejść obojętnie…