Na każdym osiedlu czy ulicy, miasteczku czy wsi, znajdzie się taka nieszkodliwa i wszystkim znana osoba. Która każdego darzy złotą myślą, zaczepi i dogryzie czy pomoże nieść zakupy. W mojej okolicy jeszcze do zeszłego roku w Śródmieściu bytował większości znany mężczyzna, który swoją osobowością i poczuciem humoru zarażał mieszkańców. Dzisiaj kiedy go już nie ma, zyskał tytuł miejskiej legendy. Gdy miałam naście lat postać ta wzbudzała we mnie obawy, bo w mojej ocenie nie wiadomo dokładnie czego można było się po nim spodziewać.
Taką właśnie osiedlową osobistością jest Aluś Curunia z książki Janiny Lesiak „O grzybach, rybach, kobietach i sensie życia, czyli rozmówki z Alusiem Curunią”. Aluś nie pracuje, bo na emigrację wysyła swoją kobietę. Nie pracuje, a ima się jedynie prac dorywczych, sezonowych i społecznych. Nie stroni od piwka i mocniejszych trunków zapijając smutki i świętując małe sukcesy. Nie jest wysoko kształcony, ale dzięki temu choć wymyślony to naturalny. Nie dba o odzienie, papierosem nie pogardzi. W myśl tego postać jawi się jako typowy złomiarz, który w blasku zachodzącego słońca codziennie pcha swój bardziej lub mniej załadowany wózek. W rozmowach (z autorką? Sąsiadką? Czy właściwie jest to ciągle ta sama osoba?) porusza chyba wszystkie możliwe tematy. Prawdopodobnie zabrakło tylko Brexitu i ochrony delfinów. Okej, może i Aluś to miły człowiek, który szanuje kobiety, ceni uczciwość, serdeczność i bezinteresowną pomoc. Może i jest miłośnikiem zwierząt, co to przysłowiowej muchy nie skrzywdzi i w natłoku codzienności potrafi dostrzec piękno otaczającego świata. Na dodatek to Alfa i Omega bo potrafi wypowiedzieć się na każdy temat. Czy to wszystko wystarczy by zjednać do siebie czytelnika? Czy można polubić Alusia?
Cała książka składa się z krótkich rozdzialików (uwaga! Jest ich 129…). Wszystkie one płyną w myśl zasady carpe diem. Bo Aluś prawie zawsze jest wesoły, a nawet jeśli nie jest to wydaje się, że jest. To baczny obserwatorem wyimaginowanej rzeczywistości, a swoje przemyślenia wygłasza z nieukrywaną radością. I to przede wszystkim sprawia, że postać się staje się mało rzeczywista. Nie bez przypadku w tytule pojawiają się „rozmówki". Słowo to doskonale oddaje charakter spotkań z Alusiem. To nie standardowe wywiady w plenerze czy domowym zaciszu, tylko pogawędki w różnych okolicznościach, akurat tam gdzie Aluś.
Janina Lesiak ma na swoim koncie książki biograficzne (o Eleonorze z Habsburgów Wiśniowieckiej, Bonie Sforzy di Aragonie, Jadwidze Andegaweńskiej, Dobrawie Przemyślidce, Annie Jagiellonce, Cecylii Renacie). Tym bardziej dziwi kreacja Alusia i totalne wyjście poza wypracowany i przyjęty schemat. Musze przyznać, że początkowo myślałam że Aluś jest postacią z krwi i kości, że autorka wzorowała się właśnie na takiej miejskiej osobowości, owianej legendą. Wtedy pewne kwestie można by wybaczyć. Tym bardziej dziwi alter ego pisarki, która ze sprawą Alusia przemyca swoje przemyślenia i ocenia rzeczywistość.
Choćbym się mocno starała nie potrafię zrozumieć po co powstała ta książka. Wychodzi na to, że autorka wymyśliła sobie postać niegroźnego „żulika” i w jego usta włożyła własne teorie, utarte stwierdzenia i klika teoretycznych złotych myśli. Ani to prawdziwe, ani szczere, ani zabawne. Może w całości był jakiś zamiar i cel, ale w efekcie wyszedł niezrozumiały przeze mnie twór. Książkę można czytać nie po kolei, losowo lub wybierać tematykę, bo to krótkie rozdziały na maksymalnie kilku stronach. Mnie nie urzekła. A do tego nie chciałabym spotkać Alusia na swojej drodze.