Gdy rok temu po raz pierwszy przeczytałem
Alicję urzekła mnie barwność opisanego przez Christinę Henry świata, ale też prostota z jaką Autorka podeszła do całej linii fabularnej. Henry udowodniła, że można napisać ciekawą i wciągającą powieść, która jednocześnie jest... przewidywalna. Przejdźmy zatem do drugiej części
Kronik Alicji.
Czerwona Królowa zaczyna się w miejscu, gdzie kończy
Alicja - w tunelu wychodzącym poza Miasto. Ala i Topornik przemierzają więc podziemia licząc na to, że po drugiej stronie zastaną sielską krainą usianą lasami, polami i małymi domkami, gdzie mogliby się na chwilę zatrzymać, zebrać siły i ruszyć dalej, w poszukiwaniu córki Topornika - Jenny. U wylotu tunelu okazuje się, że ich marzenia nie prędko się ziszczą. Tereny poza Miastem zostały bowiem doszczętnie spalone. Ciągnący się w nieskończoność ugór przypomina pustynię, przez którą nasi bohaterowie muszę przejść.
Ta wędrówka nieco mi się dłużyła. Przez pierwszych 50 stron, może nawet trochę więcej, niewiele się tu dzieje. Alicja i Topornik idą i wspominają, a potem znowu idę, by po chwili - tak dla odmiany - iść dalej. Ciekawiej robi się dopiero, gdy bohaterowie trafiają do zaczarowanej wioski strzeżonej przez trzech olbrzymów. To moment przełomowy w
Czerwonej Królowej - moment, w którym fabuła zaczyna się rozkręcać. I gdy już zacząłem ogarniać dokąd to wszystko zmierza, sprawy skomplikowały się gdy pewnej nocy Topornik nagle znika...
Czerwona Królowa znacząco różni się od pierwszej części cyklu
Kroniki Alicji. Przede wszystkim zmienia się miejsce akcji. Poza Miastem rozciągają się bowiem tereny Białej Królowej, na której dominują lasy i ugory, które jeszcze do nie dawna lasami były. Jest też niewielka wioska i góra, na której szczycie mieszka władczyni tych terenów. Zmienia się także sama Alicja. W
Czerwonej Królowej sprawia wrażenie już nie nieporadnej dziewczynki, a dojrzewającej młodej kobiety, która wciąż niewiele wie o życiu i swojej magii, ale za to bardziej zdecydowanie zdaje sobie z tego sprawę i dąży do tego, aby to zmienić. Zresztą, postać Alicji - pod względem psychologicznym - jest świetnie skonstruowana i dopracowana, przez wydaje się być bardzo realna.
Kolejną zmianą jest odsunięcie Topornika na dalszy plan. Pewnie dzięki temu mamy tu zdecydowanie mniej krwi i brutalnych scen. To nie jest zarzut, tak samo jak nie krytykowałem brutalności
Alicji. Tam była uzasadniona, w
Czerwonej Królowej jest brak nadmiernej przemocy. Nadal jednak obie części łączy - oprócz pary głównych bohaterów, oczywiście - pewien osobliwy rodzaj mroku, jaki wyczuwa się w opowieściach Christiny Henry. Ten mrok tkwi w ludziach i dopóki siedzi gdzieś głęboko, to ok, nikt postronny na tym nie cierpi. Gorzej, gdy mrok się uwalnia i - tak jak w przypadku czarnych charakterów z powieści Henry - zaczyna szaleć i niszczyć wszystkich i wszystko wokół.
Czy
Czerwona Królowa dorównuje
Alicji? Moim zdaniem jak najbardziej, po - może i zbyt długiej rozbiegówce - dostajemy kolejną powieść fantasy na bardzo przyzwoitym poziomie. Tak na marginesie dodam, że druga część
Kronik Alicji, momentami przypominała mi pierwsze dwa tomy
Mrocznej Wieży Stephena Kinga. Takie skojarzenie, ale nic co mógłbym uznać za kalkomanię. Raczej była to - jeśli już - inspiracja Autorki kultowym cyklem Mistrza Grozy.
Kończąc, chciałbym jeszcze zwrócić Waszą uwagę na zniewalającą okładkę oraz psychodeliczne rysunki Macieja Kamudy, który i tym razem zachwyca talentem. Jego prace, to doskonałe uzupełnienie całości.
Czerwona Królowa to powieść, którą warto przeczytać. Jako miłośnik fantastyki i pochłaniacz dobrych historii czuję się (a co mi tam, użyję tego mądrego słowa 😉) ukontentowany. Jeśli jednak dopiero planujecie zacząć przygodę z Alicją i Topornikiem, radzę to zrobić od początku, ponieważ drugi tom ma ścisły związek z pierwszym.
© by
MROCZNE STRONY | 2021