Ludzkie losy to odwieczny krąg życia i śmierci. Jeśli ktoś doświadczył dotkliwej straty, być może ta książka pozwoli mu się w jakiś sposób oswoić z przemijaniem i niezrozumiałymi dla nas, zwykłych śmiertelników, ścieżkami przeznaczenia. Być może pomoże też zrozumieć, że niestety śmierć jest tak samo naturalna jak początek życia i nieuchronna. Świat nie jest sprawiedliwym miejscem, nie każdy dostaje tyle na ile zasługuje, a niektórzy cierpią, choć niczym sobie na to nie zasłużyli.
Główną bohaterkę, osiemnastoletnią Franciszkę, poznajemy w momencie kiedy rodzi ona swoje własne dziecko, a do pomocy przychodzi jej babka Perkowa - miejscowa akuszerka.
Już po przeczytaniu pierwszych stron poczułam specyficzny klimat dziewiętnastowiecznej polskiej wsi, zaściankowej, niewyedukowanej, ale jednocześnie hardej i dumnej. Używany przez Autorkę autentyczny dla tamtych czasów język pozwolił mi jeszcze bardziej wczuć się w przedstawiany świat. Przed Czytelnikiem zostały w malowniczy sposób zarysowane również zwyczaje i realia minionych czasów, choćby wróżby podczas Andrzejek, polskie tradycje weselne czy wiara w zabobony.
Franciszka w pierwszej części książki jest cichą, nieśmiałą dziewczyną, która została wydana za mąż za wielokrotnego wdowca, zgorzkniałego i mocno już doświadczonego przez życie.
Młoda żona dzięki staraniom swojej matki została wprowadzana w arkana “zawodu”, zyskała możliwość kształcenia się w krakowskiej szkole i pomogła przyjść na świat wielu dzieciom z różnych warstw społecznych. Była wzywana zarówno do porodów u właścicieli dworu, do wiejskich chałup, a także do leśnych włóczęgów - nie odmawiała nikomu i nie patrzyła na jego status.
Uważam, że bez przesady można nazwać tę powieść monumentalną. Przez siedemset stron towarzyszymy Franciszce w jej wzlotach i upadkach, kroczymy przez kolejne lata - trudne i surowe, momentami radosne, a czasem bardzo bolesne i mogłoby się zdawać bez nadziei na poprawę losu i pojawienie się na powrót szczęścia. Patrzymy na powolną przemianę bohaterki z dziewczyny w dojrzałą kobietę i wzbogacamy się jej doświadczeniem.
Nie jest to powieść dla osób wrażliwych, ponieważ opisuje w szczegółowy sposób wydarzenia, na które współczesne społeczeństwo kładzie tabu. Aktualnie to co dzieje się na sali porodowej, często nie wychodzi daleko poza nią. Poród wydaje się być wydarzeniem sterylnym, bezproblemowym, ot, zwyczajnie przecież kobieta jedzie do szpitala urodzić dziecko i po kilku dniach wraca wraz z nim do domu. W “Akuszerkach” widzimy, że nie zawsze tak było. Mamy porównanie do tego jak postęp medycyny w ciągu ostatniego stulecia wpłynął na ten ważny aspekt ludzkiego życia. Kiedyś w porodzie często uczestniczyła cała rodzina, mąż przynosił ciepłą wodę i podtrzymywał położnicę, starsze dzieci przyglądały się z ukrycia temu wydarzeniu, a teść tuptał pod oknem chaty w oczekiwaniu na rezultat porodu. Jeszcze sto, sto pięćdziesiąt lat temu nie był on tak oczywisty. Teraz możemy poznać z dużym wyprzedzeniem płeć i liczbę dzieci, wykluczyć bądź potwierdzić wady badaniami prenatalnymi, czasem nawet operować małego człowieka jeszcze w brzuchu matki. Kiedyś porody w zatrważających ilościach kończyły się śmiercią matki, dziecka, lub obojga. Dziś w razie nieprawidłowego ułożenia dziecka wystarczy proste cesarskie cięcie, przedwczesny poród czy zbyt duże krwawienie dawniej kończyły się tragedią, a teraz mamy inkubatory dla wcześniaków i mnóstwo innych rozwiązań. Właśnie z takimi problemami mierzyły się dawne Akuszerki, a Pani Sabina Jakubowska napisała wspaniałą książkę wspieraną autentycznymi notatkami swojej prababki. Jest to piękna i dosadna powieść nie tylko o fachu akuszerek, ale również wielopokoleniowa saga, której trzonem jest życie Franciszki z jego wachlarzem spraw i ludzi, zarówno tych dobrych jak i tych zagubionych. Przedstawiająca zarówno radość narodzin jak i niemoc wobec śmierci.
Ulubione cytaty:
1. "Bezradność jest najtrudniejszym uczuciem na świecie"
2. "Życie było takim ciężkim obowiązkiem, który trzeba było ponieść dalej. Ksiądz mówił, że życie to dar"