Nie wiem czy mogę napisać, że jestem wielbicielką Teda Dekkera, bo przeczytałam tylko jego dwie książki „Obsesję” i Dom, jednak od tego czasu intensywnie rozglądam się za powieściami tego autora. Dekker sprytnie łączy szybka fabułę z konfrontacją dobra ze złem. Jego styl jest przejrzysty, konkretny okraszony subtelnym, chociaż nie raz i ciężkim humorem.
Dość długo trwały moje poszukiwania „Adama”, liczyłam na wyśmienity thriller psychologiczny, w końcu opinia Booklist informująca, że jest to „Poruszająca, skłaniająca do refleksji opowieść, która łamie schematy, poszerza horyzonty i pobudza wyobraźnię” do czegoś zobowiązuje.
Zacznijmy jednak od początku. Zatrudniony w FBI specjalista od portretów psychologicznych, Daniel Clark, za punkt honoru uznaje złapanie seryjnego zabójcy szesnastu kobiet, znanego jako Ewa. Daniel, obsesyjnie podąża tropem mordercy, do tego stopnia że dogłębnie wynika w umysł psychopaty analizując religijne podłoże zabójstw. Niestety w wyniku w jednej z z akcji Clark zostaje postrzelony. Cudem po dwudziestu minutach śmierci klinicznej zostaje przywrócony do życia. Płaci za to wysoka cenę, nie może dojść do siebie, dręczą go bóle głowy, ataki paniki, jednak najdotkliwsze jest to, że nie może sobie przypomnieć twarzy Ewy. Nasz bohater nie zatrzyma się przed znalezieniem metody na „wyciągnięcie” ze swojego umysłu wizerunku zabójcy. Będzie kroczył po cienkiej linii, pakując się w coraz to większe tarapaty.
Zacznę ostro i tak też skończę, książka jest rozczarowująca. Mam wrażenie, że autor działam na zasadzie znanego powiedzenia „Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek”. W powieści powstał miszmasz wszystkiego co tylko możliwe. Mamy twardo stąpające po ziemi FBI, sprytnych śledczych, którzy wcale nie są tak przebiegli i inteligentni jak im się wydaje, wybitnego psychologa, który powinien sam się leczyć a zachowuje się student pierwszego roku medycyny, gubi się w swoich diagnozach i ciągle przypomina, że mimo silnych bólów głowy nikt nie odebrał mu dyplomu. Jest też zabójca Ewa, który jest sprytny jak McGyver, szybki jak Supermen a do tego szalony jak Joker z Batmana. Ma wszystkie cechy superbohatera, szkoda tylko, że jest nieobliczalny i diabelnie zły. Oprócz tego trafimy na akcję jak z amerykańskiego filmu, wędrówki w zaświaty, opętania i egzorcyzmy.
Nie wiem co się stało Dekkerowi, że byle jak zbudował postacie, o ile można się tak wyrazić. Nie jesteśmy w stanie identyfikować się z żadnym bohaterem bo nic o nich nie wiemy, jesteśmy tylko tu i teraz, nic więcej.
To co zapewne miało być walorem książki okazuję się być jej największą wadą. Już od pierwszych stron wiemy kto jest zabójcą. Powieść toczy się na dwóch planach, bo oprócz zwykłej narracji są jeszcze wycinki z gazety „Crime Today”, gdzie poznajemy życiorys mordercy, genezę powstania okrutnego psychopaty. Rozumiem, że Dekkerowi nie zależało na standardowym schemacie, ale według mnie w całej tej powieści zabrakło zaskoczenia, napięcia, niewidomej która powoduje, że książkę czyta się z deszczem emocji. Połowa książki tchnie realizmem, jednak zakończenie jest już przekombinowane i absurdalne.
Na szczęście nie zmieniony został styl pisania autora, nadal mogę go pochwalić za oszczędność w słowach, konkretne opisy i niezłe dialogi. Szata graficzna jest interesująca, wycinki z gazet to kolumny teksu z inną kolorystyką i ze zdjęciami które nadają historii autentyczności. Okładka również zasługuje na pochwałę, wzbudza niepokój i intryguje.
„Adam” to książka z gatunku thrillera paranormalnego czy też religion fiction, jest mieszanką wielu nurtów, jeśli kogoś mocno interesuje taki twór, to proponuję sięgnąć po tę książkę, na pewno będziecie zaskoczeni tym co serwuje autor, czytelnikom miej zainteresowanym, radzę trzymać się z daleka a przygodę z Tedem Dekkerem zacząć od innej jego powieści np. „Obsesji”