Moja praca i te książki, które obecnie ukazują się na rynku pod szyldem historycznych (głównie orbitujące dookoła zagadnień związanych z II Wojną Światową) niejako przygotowały mnie do tego, żeby od współczesnej, polskiej literatury sprzedawanej jako powieści historyczne nie oczekiwać zbyt wiele. Ot, kolejna miłosna historia, która mogłaby się zdarzyć wszędzie ale tym razem osadzimy ją w okupowanej Warszawie, żeby było bardziej dramatycznie.
Kiedy więc zobaczyłam ,,Czas pomsty'' Liziniewicza byłam, po pierwsze, nieco uprzedzona do obecnie wydawanych polskich książek historycznych i po drugie, byłam jednocześnie bardzo zaciekawiona, bo oto trafiłam na powieść historyczną osadzoną w czasach dawniejszych, niż I Wojna Światowa. I wobec tego, po trzecie, trochę się bałam stylu i języka autora, bo niestety w mainstreamie tendencja jest teraz taka, że języka stylizować nie trzeba (bo po co?), a bohaterowie przecież niczym (kulturowo, społecznie) nie różnią się od nas i mają taki sam system wartości, i... i w zasadzie można taką Grażynkę cofnąć w czasie o sześćdziesiąt lat, ubrać staromodnie i też będzie grało, i buczało, jak orkiestra na Titanicu, co prawda, ale jednak. Nikt się nie zorientuje, nikt.
Tymczasem rozczarowałam się tak miło i tak przyjemnie, że chciałam zapewnić i ogłosić, że właśnie w ten sposób rozczarowywać mnie można choćby i codziennie, bo oto trafiłam na prawdziwą powieść historyczną. Taką z krwi i kości. Taką z dobrze skonstruowanymi, żywymi i umiejętnie osadzonymi w czasie postaciami. Taką, która została napisana stylizowanym, starym językiem - i co ważne - język ten używany jest nie tylko przez bohaterów ale i przez narratora.
Co zaś tyczy się samej akcji... Borze mój szumiący, cóż to była za przygoda! Była w niej zemsta, była tajemnica, był dreszcz wywołany przez Nieznane i Diaboliczne, była miłość, była walka - było wszystko to, czego oczekiwałabym od tego typu lektury. I choć całość zaczyna się potencjalnie zwyczajnie - oto bowiem Żegota Nadolski z Nadolan polde Wygnanki powraca po latach do domu, tylko po to, żeby zastać dom w ruinie, rodzinę wymordowaną i dobra rozkradzione - to zapewniam, że jest to tylko, parafrazując Ruperta Harta-Daviesa ,,trzęsienie ziemi po którym napięcie nieprzerwanie rośnie''.
Czy polecam? Z całego serca! To jedna z tych książek od których nie byłam w stanie się oderwać.