"Jest jednak coś, co wiąże nas, Polaków na całym świecie i tym czymś jest właśnie bimber!".
"Łosoś norwesko-chiński" Michała Krupy, czyli przerysowana i groteskowa powieść, przy której trudno było zachować powagę, zapewniła mi mnóstwo śmiechu i doskonałej zabawy. Ciekawa więc byłam, co w kontynuacji losów Macieja Prusa i pozostałych bohaterów zaprezentuje autor. Michał Krupa w drugiej części swojego cyklu przyjął podobną konwencję do części pierwszej, o czym świadczyć może niezwykle podobna okładka książki.
Michał Krupa to pisarz młodego pokolenia, a do tego szaleniec. Jest pacyfistą z wyboru, a barbarzyńcą z przekonań. Obecnie pracuje nad trzytomowym cyklem powieści, w którym pierwsza część została zatytułowana "Maślana-czas pokoju". W internecie możecie znaleźć jego stronę autorską.
"Łosoś a la Africa" to kontynuacja losów bohaterów znanych czytelnikom z pierwszej części. Maciej Prus i Agata tworzą szczęśliwy związek, jednak od pewnego czasu byłej agentce brakuje adrenaliny i niecodziennych wrażeń. Za namową ukochanej, Maciej zgadza się na wycieczkę do Afryki, w której towarzyszą im przyjaciele – Filip i Monika. Już od samego przylotu, bohaterowie wpadają w tarapaty, spotęgowane przypadkowym spotkaniem z majorem Karolem, pragnącym zemścić się na Agacie. Afrykańska dżungla staje się miejscem walki, pełnej nieprzewidywalnych zdarzeń.
Najnowsza książka Michała Krupy w dużej mierze została utrzymana w podobnie żartobliwym i groteskowym tonie, jak pierwsza część "Łososia...". Czytelnicy, którzy mają już za sobą pierwszy tom, z pewnością więc nie powinni poczuć zawodu i rozczarowania, bowiem czarnego humoru i dużej dawki absurdu w perypetiach bohaterów po prostu nie zabraknie. Przyznam, że po przeczytanych dwóch książkach z tej serii, nasuwa mi się cały czas skojarzenie z amerykańskim filmem komediowym pt."Naga broń" i całym jej fabularnym cyklem. Jeśli więc lubicie śmieszne gagi, dowcipne dialogi i pełno absurdalnych sytuacji, wywołujących zdziwienie i konsternację – to książka dla Was. Znajomość z pierwszym tomem tego cyklu w tym przypadku będzie bardzo potrzebna, ale nie niezbędna.
Do dalszych perypetii Maciej Prusa, mylonego nadal z potomkiem "tego Prusa", Michał Krupa wprowadza kilka barwnych postaci, które niewątpliwie budują koloryt całej historii. Moją uwagę skupiła głównie Kunegunda, czyli asystentka kapitana Zbigniewa Lisieckiego, której przerysowana kreacja bawi do łez. Warto zaznaczyć, że cała fabuła naszpikowana jest komicznymi bohaterami, nad których zachowaniami nie można przejść bez wywołania uśmiechu. Do tego wszystkiego autor, podobnie jak w pierwszej części, używa śmiesznych nazw, jak chociażby nazwa rdzennego plemienia kanibali zamieszkująca afrykańską dżunglę, czyli Geni Tali. Trzeba również zaznaczyć, że wątek konfliktu z plemieniem wywołał we mnie wiele śmiechu, a jego niecodzienne zakończenie - zdziwienie.
Okładka kontynuacji losów Macieja i jego ukochanej, została utrzymana w niemalże identycznym tonie i podobnej barwie, jak poprzednia część. Nadal jednak utrzymuję, że jak na komedię - szare barwy niezbyt tu pasują, potęgując przygnębiające odczucie. Na plus jednak przemawiają rysunki, które stają się niejako lekką zapowiedzią tego, czego czytelnicy mogą się spodziewać po tej lekturze.
"Łosoś a la Africa" to udana kontynuacja "Łososia norwesko-chińskiego", która niczym nie zaskakuje, gdyż nie taki był jej cel. Bawi, śmieszy i pozwala na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości dnia codziennego. Pomimo szeroko zaakcentowanej głupoty i ignorancji bohaterów książki, polubiłam ich przerysowane kreacje. A to dla mnie swoisty fenomen.