Eliza chce bardzo dostać się na studia dziennikarskie na wymarzonej uczelni. Jednak dowiaduje się, że nie znajduje się na liście studentów. Pojawia się w dziekanacie, by sprawę wyjaśnić. Okazuje się, że nie opłaciła wpisowego i teraz nie może tego nadrobić. Jedyną alternatywą dla niej, są studia zaoczne, za które musi zapłacić z góry. Zła i sfrustrowana wychodzi z uczelni, gdzie widzi osobę, która w wielki upał jest ubrana tak, że nie widać nawet kawałka skóry. Ma pewne podejrzenia i rozpoczyna swoje śledztwo. Tak trafia do biblioteki, gdzie staje się świadkiem krwiożerczego napadu moli książkowych. Jednak postanawia nie odpuszczać i wreszcie przechodzi przez dziwne drzwi i trafia do pewnego budynku. Osoby tam są bardzo miłe i nietypowe, a Eliza dowiedziała się, że trafiła do Instytutu Absurdu i dostaje propozycję stażu w tym miejscu, bo budynek bardzo chciał, by do nich dołączyła. Co zastanie w środku? Jakie stworzenia pozna?
Po wattpadowych romansach, nie przypuszczałam, że można na tej platformie jeszcze znaleźć coś ciekawego i wartego uwagi. Jednak byłam w ogromnym błędzie! Już czytając sam opis przeczuwałam, że będzie to dobra lektura, ale nie sądziłam, że aż tak. Od pierwszej strony przepadłam i całość przeczytałam w jeden dzień.
Pani Justyna miała boski pomysł na fabułę i już teraz zaszalała, to aż strach się bać, co będzie w kolejnych tomach. Autorka nie ogranicza się do jednego folkloru, wierzeń czy legend z jednego państwa. Stworzyła miks, gdzie spotkamy wampiry, wilkołaki, smoki, Neptuna czy Leszego. To jest genialny pomysł i daje mnóstwo możliwości na kolejne interwencje.
Jeżeli chodzi o postacie, to tutaj macie do wyboru do koloru wybór charakterów. Eliza jest młoda i ambitna. Choć dowiaduje się nieprawdopodobnych rzeczy to potrafi stawić im czoła. Może nie jest typem osoby, która chętnie wyrywa się do niebezpiecznych wyjść, to jednak stawia im czoła. Jej dużym atutem jest spostrzegawczość i pomysłowość. Ma poczucie humoru i cięty język, a mimo to jest łatwowierna i łatwo ją wyprowadzić na manowce. Za to jej przełożeni są boscy! Mamy Aleksa, który jest wampirem weganinem i uważa się z hrabiego. Jest Moras, który jest wilkołakiem i to kobiety za nim wyją, a nie on do nich. Maja jest półrusałką, która jest spokojna i wstydliwa, jednak jak ktoś niszczy naturę, odpala jej się instynkt wręcz zabójczy. Jest jeszcze Jaga, która jest uwielbiającą się ubierać na czarno wiedźmą i nie daje sobą pomiatać. I jeszcze mnóstwo innych postaci, o których mogłabym jeszcze długo opowiadać.
Głównym wątkiem, który jest tutaj poruszony to sprawa masowych zaginięć ludzi i nadmierna ilość istot nadnaturalnych w Polsce. Eliza zostaje wręcz wrzucona od razu w pomoc i razem z inspektorami sprawdza różne zgłoszenia w terenie. Z bohaterami zwiedzamy różne polskie miasta, który przy okazji zostały bardzo dobrze opisane. Był wątek w Gdańsku, w którym mieszkam i opisy starówki, nazwy przystanków i nawet numery linii się zgadzały, jak postacie gdzieś jechały. Ogromny plus dla autorki za tak dokładny opis! No a z istot nadnaturalnych to poznajemy jeszcze gargulce, chochliki czy nawet olbrzymy. Poznamy nawet obrażający się budynek!
Podsumowując krótko, jestem książką po prostu zachwycona. Trudno byłoby mi podać rzecz, która nie przypadłaby mi do gustu. Absurd goni absurd, ale to jest coś genialnego. Może zachęci Wam to, że w książce poznajemy NIKT i KTOŚ, by otrzymać COŚ. Skróty myślowe autorki to istna perełka. Jeżeli szukacie powieści, która Was rozbawi, totalnie wciągnie i przez nią na niektóre rzeczy spojrzycie inaczej to koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Gdyby to była pierwsza powieść z Wattpada, którą bym przeczytała to zdecydowanie zakochałabym się w tej platformie i spędzała tam dużo czasu. Jeżeli tak jak ja, nie jesteście przekonani do utworów stamtąd, to może po "Instytucie Absurdu" zmienicie zdanie, a zdecydowanie warto ją poznać!