Po zbiory opowiadań sięgam rzadziej niż rzadko, ale antologii ze Skandynawią (a tym bardziej ze skandynawskim latem) w tytule ominąć nie mogłam, chociaż… Jak się okazuje już po lekturze – jednak mogłam.
Książka zawiera dwadzieścia siedem opowiadań autorów znanych i nieznanych, tworzących w różnych czasach. Najstarsze pochodzi, zdaje się, z epoki romantyzmu, a są też oczywiście teksty całkiem współczesne. Wszystkie łączy motyw lata jako pory podobno szczególnej, nasyconej emocjami niemal dającymi się dotknąć. Rozpoczyna je święto przesilenia, o którego wielkim znaczeniu dla Skandynawów pisze we wstępie autorka wyboru, Justyna Czechowska.
I rzeczywiście lato jest tutaj bardzo często momentem pewnego symbolicznego przełomu w życiu bohaterów. Czasem, w którym podejmują ważne, może dotąd odkładane decyzje, dowiadują się czegoś istotnego o sobie i/albo w ich życiu następuje znacząca zmiana. Latem jest czarodziejsko, jakoś tak cudowniej, spełnia się wtedy marzenia, podejmuje wyzwania, krew w żyłach płynie inaczej, energiczniej, jest gorętsza. Bywa też, że latem wszystko się kończy i jesień zastaje zgliszcza, choć wydawałoby się, że to ona jest porą śmierci.
Antologia zaczyna się dobrze – i zaskakująco, bo wierszem Noc czerwcowa Harry’ego Martinsona, którego przeczytanie zaproponowałam Wam w Kącie Poetyckim (73). Potem bywa różnie. Jeśli miałabym wskazać teksty zapamiętane, to wymieniłabym przede wszystkim opowiadanie, które okazało się być zupełnie o czym innym, niż zapowiadał początek. W innym wykorzystano bardzo ciekawy zabieg formalny, jeszcze inne zapamiętam ze względu na ironię i prześmiewczość, kolejne z powodu przestrogi, jaką zawiera i która jest ostra jak nóż, następne ze względu na ciepło i cudowność przedstawionej historii. Jest też opowieść o dziecięcym marzeniu snuta w sposób piękny i naturalny, chociaż z perspektywy osoby dorosłej. I historia o tym, że czasem potrzebni są sobie ludzie, których z pozoru nic nie łączy – chyba że wzajemna wrogość.
To wszystko znalazłam w nie więcej niż dziesięciu opowiadaniach. Niby więc nie brak tu wartościowych opowieści, ale i z wielu historii wieje nudą albo są irytujące, a z jednej nie udało mi się nic zrozumieć. Co gorsza – nie mam poczucia, że gdybym nie przeczytała tych wartościowych, ominęłyby mnie jakieś szczególne wrażenia czytelnicze lub refleksje. Po prostu nie jest to lektura wywracająca życie czytelnika do góry nogami. Całości nie ratują nawet takie nazwiska jak Hans Christian Andersen czy Selma Lagerlöf, których opowiadania znalazły się wśród tych przeze mnie zapamiętanych. Podkreślam, że mówię teraz o książce jako o całości, nie o pojedynczych składających się na nią tekstach.
Lato chyba lepiej przeżyć niż tracić czas na czytanie o nim w takim wydaniu.