"Dar anomalii" to debiut Pawła Zbroszczyka, opowiadający o losach młodego mężczyzny imieniem Bren.
Dzięki niezwykłemu zbiegowi okoliczności chłopak zostaje przyjęty do elitarnej szkoły dla zabójców, gdzie panują surowe zasady. Początkowo Bren jest podekscytowany możliwością, którą stawia przed nim los, ale kiedy tak naprawdę uświadamia sobie jakie konsekwencje wiążą się wraz z przystąpieniem do grupy, postanawia uciec. Tym bardziej, że odkrywa, że posiadł dar magii, a jego nowi nauczyciele polują na magów i w tym także szkolą swych uczniów.
Ta powieść jest po pierwsze niedopracowana.
Jestem skłonna wiele debiutantom wybaczyć, na jeszcze więcej przymknąć oko, ale męczyło mnie w "Darze anomalii" przede wszystkim to, że przypadek rządzi losem Brena. Przez przypadek bowiem dostał się do szkoły zabójców, przez przypadek wykonał zadanie powierzone przez nauczycieli, przez przypadek znalazł się w domu myśliwego, a potem znów dzięki cudownemu zrządzeniu losu trafia do Azylu. Już pomijam fakt, że postać Brena jest skonstruowana właściwie bez szerszej perspektywy, nie wzbudza większych emocji, można przejść obok niego obojętnie, to jeszcze absolutnie każdą decyzje podejmuje przez... przypadek.
Wątki początkowo są dwa, ponieważ oprócz Brena jest jeszcze mocno zarysowana postać Leby, który jest niemal mistycznym humanoidalnym stworem zamieszkującym krainę Parkan, a urodził się (podobnie jak każdy mieszkaniec Parkan) po to, by móc podejść do tzw. Próby, przejść ją, a następnie zostać wysłanym do świata Brena, aby mógł zostać "doradcą" jakiegoś czarownika.
Wygląda to tak, jakby Autor faktycznie się starał jakoś wpleść oryginalność, natomiast akurat w wątku Leby nie wszystko się klei, jak choćby te wspomniane przez mnie wcześnie Próby, które są bardzo przyziemne, fizyczne, mało zaskakujące. Dziwi mnie to, zważywszy na fakt, że Leba zostaje kimś w rodzaju "głosu w głowie", który ma za zadania wspierać i radzić, temu, którego głowę "zamieszkuję". Właściwie Bren niewiele może liczyć na pomoc Leby, ponieważ ten, ma swoje zadanie do wykonania, i zawsze kiedy nadarza się okazja próbuje wykorzystać chłopaka, by kosztem swoich celów a nawet zdrowia Bren pomógł mu zdobyć potrzebne informacje.
Nie rozumiem z jakiej przyczyny Zbroszczyk stworzył w ogóle motyw rodów Qanotlari i Esków, co chciał tym osiągnąć? Niczego merytorycznego do powieści to nie wnosi, nie zmienia też za wiele, oprócz tego, że Bren może tym razem liczyć na profity dla siebie.
Najbardziej jednak nie potrafię pojąć, jak uczniowie elitarnej szkoły dla niepokonanych zabójców, którzy musieli przejść kilka etapów aby w ogóle do tej szkoły się dostać, w tym najtrudniejszy- zabić kogoś, zachowują się jak dzieci...
Młodzi ludzie, którzy musieli wielokrotnie wykazać się hartem ducha, odwagą, ale także zimna krwią i bestialstwem gruchają sobie przy posiłkach i żartują na korytarzach. Niczego nie umieją, w niczym się nie orientują, a przed szkolnym zadaniem robią w gacie ze strachu.
Nie lepiej ma się pomysł z ową szkołą, gdzie w późniejszej fazie nauki konieczna jest specjalizacja ze śledzenia, tropienia, mordowania.
Bo ten, który zajmuję się tropieniem ofiary po tym, jak już ją znajdzie, wraca do szkoły i powiadamia tych, którzy zajmują się tak zwaną brudną robotą, i wówczas taki Leon Zawodowiec ze świata Zbroszczyka dopiero wsiada na koń, i jedzie sobie zabić wyznaczony cel. To jest niepoważne.
A jakby tego było mało, specjalnie oślepieni ludzie, którzy zajmują się sprawami organizacyjnymi szkoły, oraz sprzątaniem, potrafią dostrzec jak wykładowca daje im znać kiwnięciem głowy. Nie wiem tylko, czy oni są jakoś specjalnie oślepieni, czy może czują ten gest kiwnięcia głową? Autorze, mogłeś się pomylić, ale kto na litość Boską Ci to redagował?!
"Dar anomalii" ma wiele mankamentów, wiele niedopracowań. Zbroszczyk zbyt dużo wplótł tu przypadku, którego nie da się zignorować, ponieważ nie daje odpowiedniej spójności, i czyni powieść mało wiarygodną pod kontem realiów życia i świata przedstawionego.
Jeśli zaś chodzi o mocne strony, to pomimo, tych błędów, które Autor popełnił, ma całkiem fajny styl i język, dzięki czemu czytało się to dobrze. Zbroszczyk stara się i to widać (choćby na niewielu, ale zawsze dobre i to) przykładach zwrotów akcji, czyli ucieczki, możliwości posiadania dodatkowych mocy, pojawienia się Zadry, nieoczekiwanego poznania imienia zleceniodawcy, który chce aby dostarczać mu magów.
Interesująca kwestia Azylu i jego mieszkańców, która moim zdaniem miała duży potencjał. Generalnie w powieści jest dużo możliwości, których Zbroszczyk nie do końca wykorzystał, nie umiał wykorzystać, lub zrezygnował z wykorzystania. Tym bardziej ubolewam, bo gdyby nad tym popracować pod względem integralności przyczyna-skutek, i skupić się na przyłożeniu większej wagi do rozbudowania postaci intrygujących (tu znów mam na myśli Azyl, gdzie był jednym z najciekawszych, o ile nie najciekawszym z wątków powieści), to mogło by być naprawdę odlotowo.
Reasumując: "Dar anomalii" jest książką fantasy o nie wykorzystanym potencjale, urywanych motywach, słabo rozwiniętych jeśli chodzi o charakterystykę postaci. Nie jest do powieść totalnie niestrawna -dzięki stylowi Zbroszczyka, ale także chwilami zaciekawia. Mimo wszystko daje Autorowi kredyt zaufania, i gdy będę miała okazję przeczytać kontynuację losów Brena, zrobię to, zwłaszcza, że koniec tomu pierwszego pozostał w fajnym i tajemniczym zawieszeniu.