Nie muszę chyba przedstawiać wam amerykańskiego pisarza młodzieżowych powieści fantasy Ricka Riordana oraz jego wspaniałej serii o olimpijskich herosach, żyjących w XXI wieku „Percy Jackson i bogowie olimpijscy”? Otóż postanowił on stworzyć kontynuację niekonwencjonalnych przygód syna Posejdona, nieco zmodyfikowaną, ale równie zaskakującą i porywającą, o czym mieliśmy okazję przekonać się w „Zagubionym herosie”. Dłuuuugo wyczekiwana kontynuacja cyklu „Olimpijscy herosi” miała premierę w Polsce 25.stycznia; wiązałam z nią duże nadzieję, gdyż chciałam po raz kolejny spotkać się z moim ulubionym bohaterem literackim- Percym, którego ku mojemu niezadowoleniu zabrakło w pierwszej części. Z jakim efektem? Zaraz się dowiecie.
Przede wszystkim chciałabym zaznajomić niewtajemniczonych z serią „Olimpijscy herosi” i wyjaśnić „skąd się wzięła”. Otóż jest ona po części kontynuacją pięciotomowego cyklu „Percy Jackson i bogowie olimpijscy”, opowiadającą o pewnym chłopaku, który pewnego dnia dowiaduje się, że jest synem greckiego boga morza- Posejdona, a wszystkie mity starożytnej cywilizacji to nie jakieś legendy, ale żywa historia, z jedną tylko różnicą- centrum kultu znajduje się już nie w Grecji, ale w Stanach Zjednoczonych. Perypetie Percy’ego i jego przyjaciół są opisane w tej serii, którą warto przeczytać zanim sięgniecie po „Olimpijskich herosów”. Z kolei „Zagubiony heros” odkrywał przed nami kolejne tajemnice, a między innymi istnienie rzymskiego obozu herosów oraz intrygę Gai- matki ziemi. Jason syn Jupitera (Zeusa) to bohater, wokół którego toczy się głównie akcja. Ma kompletną amnestię i zachowuje się jak rzymianin, co dla greków morze oznaczać jedynie kłopoty. Do tego jeden z najpotężniejszych półbogów XXIw., pogromca Kronosa- Percy zaginął, a do gry włączyła się Hera, zwana również Junoną ( z mitologii rzymskiej). W „Synu Neptuna”- jak sama nazwa wskazuje chodzi o potomka Posejdona, ale zastanawia mnie kwestia czy będzie nim Jackson, czy może jego brat?
Akcja rozpoczyna od walki Percy’ego z gorgonami, jednak heros odkrywa pewną nieprawidłowość- potwory nie mogą zabić jego, a on nie może zabić potworów. Wtem pojawia się staruszka, która prosi go o pomoc. Chłopak wiedziony przez tajemniczą starszą panią, która potem okazuje się być rzymską boginią trafia do obozu, gdzie wszyscy nazywają go „graecus”, co znaczy dosłownie grek, wróg, nieprzyjaciel. Sam heros nic nie pamięta z wyjątkiem jednego imienia- Annabeth lecz wkrótce zaprzyjaźnia się z enigmatyczną Hazel i niezdarnym Frankiem. W obliczu zagrożenia ze strony armii Gai, którą dowodzi jeden z jej synów- gigant Polybotes zostaje wyznaczona misja, którą dostaje Percy i jego nowi przyjaciele. Mają zniszczyć Alkyoneusa, z tym że nie mają pojęcia, gdzie się ukrywa ani, jak mają to zrobić…
Po raz kolejny zostałam mile zaskoczona przez Ricka Riordana, który potrafił przekonać mnie do mitologii rzymskiej i greckiej. To nie lada wyczyn napisać osiem książek o podobnej tematyce nie powielając wątków. Potrafi on zaszokować tak jak w poprzednich częściach, jednak wydaje mi się, co stwierdzam z przykrością, że raczej już nie spotkam się z takim humorem i fabułą , z jaką miałam okazję w „Klątwie tytana” czy „Ostatnim olimpijczyku”. Na próżno doszukiwać się jakichś analogii egzystencjalnych w książkach Riordana, gdyż są one zdecydowanie przeznaczone dla nastolatków, którzy nie zastanawiają się zazwyczaj nad filozofią życia. Niektórzy twierdzą, że książki tego pisarza nic nie wnoszą do naszego życia. Owszem, jeżeli patrzeć na to od strony rozwijania swojego intelektu, to zgadzam się, iż lepiej sięgnąć po coś ambitniejszego, aczkolwiek uważam, że seria o greckich i rzymskich bogach może nas zaznajomić ze starożytną kulturą oraz mitami, które według mnie są bardzo interesujące. Przyznam się, że nie przepadam za literaturą dla młodzieży, gdzie poruszane są problemy nastolatek; zdecydowanie bardziej wolę coś o sile przyjaźni czy nawet miłości. W cyklu „Olimpijscy herosi” mamy przykład silnej więzi pomiędzy Frankiem, Hazel i Percym, szczególnie uwydatnionej wtedy, kiedy ten ostatni ryzykuje życie dla przyjaciół i powodzenia misji, wypijając fiolkę z krwią gorgony. Wydaje mi się, że utwory Riordana może być świetną nauką dla młodzieży w wieku 12-16 lat dotyczącej więzów przyjaźni, która w XXI wieku wydaje mi się, że straciła nieco na wartości. Jest nawet w "Synu Neptuna" taki fragment kiedy Mars mówi, iż Percy jest mimo powszechnie znanych walorów słaby, gdyż jego lojalność nie pozwoli mu dokonać odpowiednich wyborów.
Chciałabym zanalizować język utworów Riordana, który budzi wiele kontrowersji. Zgadzam się, iż nie jest on zbyt ambitny, jednak myślę, że nie mamy się czego spodziewać skoro narracja jest prowadzona przez 12-latków, którzy używają głównie potocznego słownictwa. Ale dlaczego by traktować to jako wadę? Ja uważam wręcz odwrotnie. Jest to wspaniała odskocznia od „bufoniastych” lektur, przepełnionych archaizmami i wielosylabowymi słowami o skomplikowanym znaczeniu. Dlaczego nie dać nastolatkom tego, co się szybko czyta, co daje im rozrywkę i zapewnia odpoczynek, a zarazem pozwala zapamiętać wiele z greckich i rzymskich mitów? Mówi się, że „nie od razu na głęboką wodę”. Stąd uważam, iż serie Ricka Riordana to świetna alternatywa dla „Mitologii” Parandowskiego dla czwarto czy piątoklasistów. Mitologia- owszem, ale dla dojrzałych ludzi, którzy zapragną zgłębić jej sens. Sama zaczynałam od „Koszmarnego karolka”, żeby za kilka lat sięgnąć po Sienkiewicza i nie katować się, ale pozwolić na zrozumienie, a co za tym idzie docenienie fenomenu tego pisarza.
Książkę czyta się bardzo szybko. Jest to lektura na najwyżej 2-3 dni, gdyż autor raczej poskąpił kwiecistych środków stylistycznych i długich opisów. Humor i ironia - najważniejsze, pozytywne cechy „Syna Neptuna”. Uwielbiam, po prostu uwielbiam przemyślenia Percy’ego i jego „przypadkowe”, genialne pomysły! Akcja wartka, czytelnik nie ma czasu odetchnąć czy przerwać czytania. Czasem denerwowało mnie, że narrację prowadzą trzy osoby- Fank, Hazel i Percy, jednak dzięki temu możemy poznać sekrety i uczucia każdego z bohaterów. Cieszę się również , że Pan Riordan rozwinął wątek uczucia Percy’ego do Annabeth, bo wcześniej wydawało mi się, że jest on na zasadzie „mam chłopaka/mam dziewczynę” i nic z tego nie wynikało. Teraz pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że w następnych częściach pisarz „nie przedobrzy” i miłość, której unikatowością jest fakt, iż zbudowana jest począwszy od koleżeństwa po przyjaźń, a następnie zauroczenie nie przerodziła się w uczucie Romea do Juli. W książkach Rick Riordana pierwszy raz odczułam, że mimo wyimaginowanych postaci, potworów itd. wszystko wydaje się być zupełnie naturalne. Być może zawdzięczamy to potocznemu słownictwu, z którym spotykam się codziennie w szkole, autobusie czy sklepie albo najzupełniej spontanicznym reakcjom bohaterów, które w żaden sposób nie wydają się być zaaranżowane przez osobę trzecią (pisarza), ale pozwalają myśleć czytelnikowi, że w obliczu takich zdarzeń postąpiłby tak samo. W każdym bądź razie, jest to cecha, którą utwory Riordana wyróżniają się spośród innych pozycji. Jedyne co mnie zirytowało, to zakończenie, które nie pozwoli mi myśleć o niczym innym do kolejnego tomu!!!
„Syn Neptuna” to według mnie rewelacyjna książka fantasy, którą polecam wszystkim nastolatkom, jak również nieco starszej młodzieży, darzącej sympatią takie postacie jak Percy. Pokochacie wszystkich bohaterów i styl pisania Riordana. Nie mogę się doczekać III części, która w wersji angielskiej zostanie wydana dopiero późną jesienią. Na razie pozostaje mi szlifować angielski, żeby w listopadzie zrozumieć wszystko i dowiedzieć się, jak potoczą się losy moich ulubionych bohaterów.