„A głód zabija powoli, męczy cię przed śmiercią...”[1] o ironio słowa te padły z ust (prze)jedzonej. Jednej z tych uprzywilejowanych, pełnych, otyłych. Jednej z tych, która mogła zajadać swoje smutki, kiedy ludzie dziękowali za zupę z wody i mąki, kiedy ludzie po prostu masowo umierali. Hołodomor, czyli Wielki Głód, zebrał w latach 30 XX wieku okrutne żniwo na Ukrainie. Właśnie na ten temat jest powieść Tani Pjankowej „Wiek czerwonych mrówek”.
W książce mamy trzech bohaterów i trzy perspektywy. Dusia, córka kułaka (czyli wroga klasowego), młoda spuchnięta z głodu dziewczyna. Jej matka pracuje w kołchozie, aby utrzymać rodzinę i zdobyć chociaż kilka marnych ziaren. Sola, której mąż należy do partii (i z tego co zrozumiałam jest dość wysoko postawiony), otyła kobieta z depresją. Oderwana od świata, żyjąca tęsknotą za zmarłym dzieckiem. Swyryd, kolejny partyjniak (chociaż tym razem niższego szczebla), a do tego zakochany partyjniak. Nieodwzajemniona, fanatyczna miłość zżera go, ale też napiętnuje rodzinę jego wybranki. Tania Pjankowa kreśli głęboki portret psychologiczny tych trzech postaci na tle jakże ekstremalnie ciężkich czasów. Z opisanej historii wyłania się straszna tragedia, którą ludzie ludziom zgotowali. Wyłania się niezwykłe okrucieństwo, ale również ogromne poświęcenie.
Najciekawszą (i zapewne najbardziej kontrowersyjną) kwestią jeżeli chodzi o „Wiek czerwonych mrówek” jest język, jakim powieść została napisana. Straszne wydarzenie, jakie rozegrały się w latach 30 XX wieku na Ukrainie zostały przedstawione w delikatnym, poetyckim stylu. Wydaje mi się, że nie będzie tu zgody między czytelnikami i podzielą się oni na dwa obozy – zwolenników i krytyków takiego ujęcia tematu. Ja zaliczam się do tych pierwszych. W moim odczuciu autorka w żadnej mierze nie złagodziła opisywanych scen pięknem języka. Pomimo, że książka nie epatuje brutalnością, czułam dramat tych ludzi i zło jakie im wyrządzono. Być może pewne rzeczy nie zostały nazwane po imieniu, ale ja i tak wiedziałam, że się wydarzyły. Tania Pjankowa interesująco wykorzystała balans między jawą a snem, obrazowo opisując niepokoje i pragnienia bohaterów, aby potem sprowadzić ich na ziemię i skonfrontować z „prawdziwym życiem”. Genialnie uzupełnia tym ich portrety psychologiczne.
Mogę się tylko domyślać, jakim wyzwaniem musiała być ta książka dla tłumacza (Marka S. Zadury). Na końcu dzieli się przed jakimi wyzwaniami stanął za sprawą ukraińskiej pisarki, więc nie będę się nad tym rozwodzić. Natomiast podkreślę zbalansowanie poetyckiego stylu z wiejskim, gwarowym językiem. Z jakiegoś powodu te niezbyt pasujące elementy brzmią razem naturalnie, co zwyczajnie musi zachwycać.
Tania Pjankowa w powieści „Wiek czerwonych mrówek” opisuje dramatyczne wydarzenia z historii Ukrainy i robi to w przepięknym stylu. To jest powieść, obok której nie można przejść obojętnie. Długo zastanawiałam się, czy dam radę ze względu na tragiczny temat, ale dałam. Wzruszyłam się i zachwyciłam. Panie i Panowie, oto arcydzieło w każdym calu.
[1] Tania Pjankowa, „Wiek czerwonych mrówek”, przeł. Marek S. Zadura, wyd. Mova,, Białystok 2023, s. 80.