„50 twarzy Greya” E. L. James wywołuje w czytelnikach wszelaką gamę emocji. Jedni się nią zachwycają, inni uważają za dno totalne. Czytając recenzje spotykałam się najczęściej z tymi drugimi opiniami. Być może dlatego teraz ciężko wyrazić mi własne zdanie i przyznać się, że... książka „50 twarzy Greya” przeszła wszelkie moje oczekiwania! Tak, mówię szczerze! Nie uważam jej za rewelacyjne arcydzieło, ale jest dobra, całkiem dobra.
Nastawiłam się, na pozbawioną fabuły książkę wypełnioną jedynie opisami odważnych scen erotycznych, a dostałam kompletnie co innego! Okazuje się, że jednak fabuła jest i to bardzo ciekawa. Nie wykorzystana w należyty sposób, to fakt, ale to nie znaczy nie jest interesująca. Natomiast słynnych pikantnych scen z udziałem głównych bohaterów w moim odczuciu wcale aż tak dużo nie ma. Co nie znaczy oczywiście, że nie jest to książka dla wszystkich. Ale nie można powiedzieć tu jedynie, że jest to pozycja jedynie dla dorosłych. Według mnie osoby, które współżycia seksualnego jeszcze nie rozpoczęły mogą mieć złe wyobrażenie na temat tego aspektu życia po przeczytaniu „50 twarzy Greya”, wiele osób może czuć się także zgorszeni i oburzeni. Jeżeli ktoś nie jest otwarty na urozmaicenie powiedzmy, że życia łóżkowego, to lepiej aby trzymał się od tego dzieła z daleka.
Wiele osób sięga po tę książkę po to, aby poszukać wytłumaczenia swoich perwersji, podkoloryzowania swojego nudnego i szarego życia bądź dla poprawy humoru. Tak, ta książka potrafi wywołać uśmiech, a nawet śmiech podczas czytania. Niektóre zwroty, które możliwe, że są zasługą tłumaczenia niektórych denerwują, a ich rozśmieszają do łez. Przykładowo „Rany Julek” czy uwielbiany przed wszystkich „O Święty Barnabo”. Ale są także sytuacje, gdzie uśmiech na pozytywny oddźwięk. Osobiście z przyjemnością czytałam dowcipne e-maile, które pisali do siebie Grey z Aną. W tych momentach niewyparzony język Any z pełnym pożądania Greyem dopełniały idealnie.
Skoro jesteśmy już przy głównej bohaterce, nie będę wyjątkiem, irytowała mnie ta osoba straszliwe. Pomimo wieku jaki już osiągnęła była ciągle dziecinna i naiwna. Spotykałam się ze zdziwieniem co Grey w niej widzi. Wydaje mi się, że właśnie to, że on jest władczy, a Ana sprawia wrażenie zagubionej istotki, która potrzebuje opiekuna bezustannie i dosłownie ją kierującego. Tylko, że na każdym kroku ta dziewczyna próbuje udawać silną, niezależną kobietę.. Jednak według mnie nie zawsze jej się to udaje. Mam ogromną nadzieję, że w następnych częściach Ana zmądrzeje i naprawdę zacznie postępować odpowiedzialnie. Chociaż po recenzjach jakie zdążyłam przeczytać moje nadzieje zapowiadają się być bardzo złudne niestety..
Zaskoczona pozytywnymi emocjami jakie wywołała we mnie książka, portret psychologiczny Greya, na który rzadko kto zwraca uwagę sprawiła, że z chęcią od razu zabrałam się za czytanie drugiej części. Jestem niesamowicie ciekawa, dlaczego główny bohater ma tak dziwne upodobania i dlaczego nie toleruje dotyku innego człowieka. Nie powiem, że wam żebyście poszli tą samą drogą co ja i sięgnęli po debiut E. L. James, ponieważ „50 twarzy Greya” to na pewno nie pozycja dla wszystkich. Ale jeśli tematyka książki tam odpowiada, to polecam wraz z ostrzeżeniem, żebyście rarytasów się nie spodziewali.