Poprzednią powieść autorki czytałam w zeszłym roku. Gwiazdy nadziei nie zachwyciły mnie jakoś specjalnie, ale nie mogę też napisać, że była to zła pozycja. W tym roku postanowiłam sięgnąć po kolejną książkę I. M. Darkss i dać jej szansę. Jak wyszło?
Emily próbuje odzyskać życiowy pion po rozstaniu ze swoim poprzednim partnerem. Ze strachu przed powrotem okrutnej przeszłości i z braku nadziei na miłość i lepsze życie, postanawia popełnić samobójstwo. W ostatniej chwili dostrzega ją Derek, który natychmiast rzuca się kobiecie na ratunek. W szpitalu próbuje dowiedzieć się czegoś więcej o niej samej i powodach takiego kroku. Jednak Emily ucieka, pozostawiając tę sprawę za sobą. Po upływie roku ponownie się spotykają. Tym razem to kobieta rusza na ratunek Derekowi. Po tym planuje ponowne zniknięcie, ale mężczyzną tym razem nie daje jej uciec. Czy między nimi nawiąże się nić wzajemnej sympatii?
Standardowo rozpocznę od bohaterów. Emily była postacią całkiem sympatyczną, która naprawdę da się lubić, jednak ja liczyłam na zdecydowanie więcej uczuć, które do niej poczuję. Oprócz sympatii dało się odczuć tylko współczucie względem niej, ponieważ to, co przeszła, było straszne. Najgorszemu wrogowi nie życzyłabym czegoś takiego. Nie dość, że były partner okazał się gnojkiem, to jeszcze rodzina nie była zbyt przyjazna... Tak, Emily to zdecydowanie bohaterką dramatyczna.
Derek, czyli właściwie drugi główny bohater powieści to mężczyzna również po wielu przejściach, a obecnie wykonujący zawód psychologa. Szczerze mówiąc po kilku dniach od skończenia tej pozycji, nie wiem co mam o nim myśleć. Z jednej strony został dobrze wykreowany i nawet go polubiłam, ale z drugiej... Coś mi chyba w nim niezbyt zagrało.
Zanim też przejdę do plusów tej historii, muszę wspomnieć o minusie, który bardzo rzucał mi się w oczy. Wiem też, że dla niektórych może to być już takie przyczepianie się do najmniejszych elementów, no ale muszę to zrobić. Relacja Dereka i Emily byłaby jak najbardziej pozytywna i mogłabym im bez przeszkód kibicować, gdyby nie fakt, że on przez chwilę był jej psychologiem. Wydało mi się to trochę niezdrowe, że psycholog wchodzi w relację ze swoją pacjentką i mogę porównać tego typu “związek” do tego między nauczycielem a uczennicą/uczniem.
Na pierwszy plan wychodzi jednak wątek depresji oraz toksyczności w związku. Jest on bardzo dobrze zarysowany oraz przedstawiony. Podczas lektury czułam wszystkie emocje, które targają główną bohaterką w związku z różnymi wydarzeniami z jej życia, więc już przy tym autorka dostaje ode mnie ogromnego plusa. Czytając tę powieść, nie czułam też, że główny wątek został potraktowany po macoszemu, a to nie lada umiejętność, by wywołać takie “zaspokojenie” czytelnicze pod względem pojawiających się wątków.
121 łez czytało mi się znacznie przyjemniej niż poprzednią powieść autorki. Tutaj bez przeszkód wczułam się w tę historię, chłonęłam wszystko całą sobą, a także autorce udało się wywołać u mnie łzy wzruszenia. Jeżeli w takim tonie zostanie napisana następna powieść I.M. Darkss, to z pewnością po nią sięgnę.
Jest to książka poruszająca piekielnie trudny temat, ale tak jak pisałam wyżej, nie został on tylko wspomniany, ale bardziej rozbudowany. Styl autorki również jest bardzo przyjemny, a książkę czyta się w ekspresowym tempie. Jak więc widać, moje drugie spotkanie z autorką wyszło bardzo dobrze, a powieść tę mogę z czystym sercem polecić wszystkim tym, którzy lubią powieści obyczajowe oraz dramaty.