Powróciłem po latach zbioru esejów Miłosza, który ukazał się w Paryżu w 1953 r., a po raz pierwszy w Polsce w drugim obiegu w 1978 r. No cóż, znakomicie wciąż się to czyta, ale Miłosz po prostu świetnie pisał.
Paradoksalnie, najmniej ciekawe były dla mnie kluczowe rozdziały o czterech polskich pisarzach, którzy po wojnie zaprzedali się komunistom. Dla uzasadnienia ich postawy wchodzi Miłosz w dosyć skomplikowane rozważania. Myślę sobie, że wyjaśnienie jest prostsze, oto komuniści stosowali metodę kija i marchewki. Po prostu jeśli ktoś żył tylko z pisania i nie zaprzedał się władzy, mógł w tamtych czasach przymierać głodem.
Wśród wielu innych rozważań obecnych w książce, najciekawsze i aktualne są dla mnie objaśnienia sytuacji mieszkańców Europy Środkowej w latach 40. i 50.; owe objaśnienia przeznaczone są dla ludzi z Zachodu, żyjących wówczas w bezpiecznym, przewidywalnym, spokojnym świecie. Pisze Miłosz najpierw o okupacji niemieckiej w Polsce, która była jak wywrócenie dotychczasowego świata na nice: „Ludzie niedawno jeszcze możni i uwielbiani stracili wszystko, co mieli, idą polami i proszą chłopa o garstkę kartofli. Pieniądze zmieniają wartość z dnia na dzień — stają się stosem bezsensownie zadrukowanych prostokątów.”
Dalej mamy świetne rozważania o powojennym komunizmie w Europie Środkowej, o tym że narodom tamtejszym narzucono Nową Wiarę; nie miało się wyjścia, trzeba było udawać, że się ją wyznaje: „Trudno inaczej określić rodzaj panujących tam stosunków pomiędzy ludźmi jak aktorstwo, z tą różnicą, że miejscem, gdzie się gra, jest nie scena teatralna, ale ulica, biuro, fabryka, sala zebrań, a nawet pokój, w którym się mieszka. Jest to wysoki kunszt, wymagający czujności umysłu.” Dlaczego należy być czujnym? Ano ze względu na donosicielstwo, które: „W cywilizacji Nowej Wiary jest zalecane jako cnota podstawowa dobrego obywatela (jakkolwiek unika się starannie samej nazwy, używając omówień). Jest ono podstawą, na której opiera się Strach wszystkich przed wszystkimi.” Mamy więcej celnych opisów sytuacji mieszkańców krajów tzw. demokracji ludowej. Pisze dalej Miłosz, że dla mieszkańców Zachodu, są to rzeczy nie do pojęcia, fantastyczny świat, jakby z Marsa.
Konkluduje Miłosz, że „Wystarczy nagłej zmiany warunków, a ludzkość wraca do stanu pierwotnej dzikości. Ileż złudzeń jest w myśleniu szanowanych obywateli, którzy krocząc po ulicach angielskich czy amerykańskich miast uważają siebie za istoty pełne cnoty i dobroci. Czy jednak, gdyby ich zamknąć w Oświęcimiu, nie zmieniliby się jak inni w zwierzęta?”
Są to ważne słowa w kontekście tego co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Czy nie jesteśmy dziś jak Anglicy, czy Amerykanie z lat 50., sądząc, że spokój bezpieczeństwo i przewidywalność są nam dane raz na zawsze? Złudzenie...