Hersh, główny bohater dramatu Ishbel Szatrawska, w pewnym momencie wypowiada słowa: „Chcę być wkońcu człowiekiem!“ i myślę, że to najlepiej oddaje cały utwór. Bo mówi o Żydach w czasie drugiej wojny światowej i po niej. O wielkiej dyskryminacji, przemocy i zbrodniach, które były w nich wymierzone. O desperackich próbach ucieczki od wspomnień oraz rzeczywistości, próbach dopasowania się. O lawinie oskarżeń, które pojawiały się z każdej strony, a ich absurdalność odbierała możliwość obrony. O braku zrozumienia i próbowaniu uciszenia ofiar. Ale też o rasizmie względem rdzennej ludności ameryki, homofobii, ruchach hipisowskich czy wojnie w Wietnamie. Nastrojach jakie panowały w powojennych Stanach Zjednoczonym. Radości płynącej z bliskości w gettcie. I o tym, że wszystko potrafi się rozsypac nie w jednej chwili, a stopniowo, przez całe życie, gdy prześladuje nas przeszłość oraz teraźniejszość.
Czytelnika z równowagi mogą wytrącać wstawki komediowo-ironiczne, absurdalne, a może nawet surrealistyczne. Tak jak pojawienie się ducha matki, Übermatki, która mówi potocznym dzisiejszym językiem. Jak śpiewanie w tle piosenki Bajm, gdy w centrum dzieje się coś ważnego. Ciągle odniesienia do tego, co ma być w przyszłości, choć akcja dzieje się znacznie wcześniej. To takie pomieszanie realnego z urojeniem lub snem, realnego z odchyleniem od równowagi przedstawionego świata, a tak naprawdę zaglądnięcie do wspomnień, które powoli się zacierają i przenikają. Bardzo nietuzinkow...