Powinna była zrozumieć już wtedy, w tej pierwszej chwili, gdy między lekko uchylone powieki zaczął wsypywać się piasek. Mokry, zimny, pachniał sosnową żywicą i strachem.
Sól.
Oblizała ostrożnie usta. Suche, spierzchnięte, jakby od wielu dni tęskniły za wodą i natychmiast poczuła niemiłosiernie piekący smak.
Wisiała gdzieś w półświadomej nieważkości, z trudem zgadując własne położenie względem jedynie umownych kierunków świata. Góra i dół nieustannie zamieniały się miejscami i choć nie mogła się poruszać, miała mdlące wrażenie, że wiruje bezwładnie w przestrzeni. Niemożliwe, zupełnie niemożliwe. Ktoś przygnieciony ogromnym kamieniem dławiącym klatkę piersiową i płuca mógł tkwić wyłącznie w miejscu, w bezwolnym, poddańczym bezruchu i czekać na śmierć, pogrzebany żywcem.
Koniec nadchodził niespiesznie.
Sól.
Oblizała ostrożnie usta. Suche, spierzchnięte, jakby od wielu dni tęskniły za wodą i natychmiast poczuła niemiłosiernie piekący smak.
Wisiała gdzieś w półświadomej nieważkości, z trudem zgadując własne położenie względem jedynie umownych kierunków świata. Góra i dół nieustannie zamieniały się miejscami i choć nie mogła się poruszać, miała mdlące wrażenie, że wiruje bezwładnie w przestrzeni. Niemożliwe, zupełnie niemożliwe. Ktoś przygnieciony ogromnym kamieniem dławiącym klatkę piersiową i płuca mógł tkwić wyłącznie w miejscu, w bezwolnym, poddańczym bezruchu i czekać na śmierć, pogrzebany żywcem.
Koniec nadchodził niespiesznie.