Niby banalna historia - małżeństwo do którego przychodzi rutyna, mają wszystko, dobre imię i stanowisko, siebie nawzajem, cały świat przed nimi, ale... Wydaje mi się, że Drew potrzebuje świeżości i chce być doceniony przez Fern, chyba w jego życiu brakuje adrenaliny... Szuka nowych bodźców i to jest początkiem katastrofy, która wpłynie na całe ich małżeństwo.
Historia płynie wolno, bez żadnych ekscesów - poznajemy Drew lekarza i Fern, która zajmuje się domem. Raz widzimy jedną perspektywę, a raz drugą - poznajemy głównych bohaterów i cofamy się w czasie. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się idealne, ale widzimy i mankamenty - powstaje jedna rysa, potem następna, kłamstwo i ukrywanie się przed światem i konsekwencjami, potem już powstaje wyrwa i prawdziwa lawina.
Drew proponuje wyprowadzkę na wieś, tłumaczy się tym, że będzie tam mniej zapracowany i więcej czasu będzie spędzał z Fern brzmi logicznie, ale czy nie kryje się w tym coś jeszcze? Zadziwiające jest dla mnie to, że kobieta, która kocha życie w mieście chce teraz być na wsi, robi to niby dla dobra ich małżeństwa, ale czy aby na pewno?
Akcja mnie nie porwała, ale mimo wszystko historia nie była przegadana i wciągnęłam się w monolog prowadzany raz przez mężczyznę, a raz przez kobietę. Niektóre momenty były do przewidzenia, ale parę faktów mnie jednak zaskoczyło.
...