Klęski armii koronnej w bitwach nad Żółtymi Wodami i pod Korsuniem były nie tylko porażkami militarnymi, ale również sygnałem, że Rzeczpospolita wkracza na drogę, która wiedzie ku katastrofie. Rok 1648 zapoczątkował realny upadek Polski i doprowadził do nieodwracalnych strat terytorialnych. Później nastał czas ciągłych wojen, najpierw z Moskwą, potem ze Szwecją, Siedmiogrodem i wreszcie z Turcją, z których co prawda Rzeczpospolita wyszła jeszcze obronną ręką, ale już mocno osłabiona. Cios zadany przez Chmielnickiego trafił Rzeczpospolitą w najtrudniejszym dla niej momencie. Nie dość, że fatalnie dowodzona armia koronna poniosła sromotne klęski i praktycznie przestała istnieć, to w tym samym niemal czasie, 20 maja, zmarł w Mereczu król Władysław IV. Były to „trzy gromy gniewu bożego” – jak celnie zauważył Karol Szajnocha. Czy można było zapobiec wybuchowi powstania? Jak staramy się wykazać w tej pracy, przyczyny konfliktu nawarstwiały się od lat i nikt z ówczesnych, mimo iż wielu dostrzegało niebezpieczeństwo, nie był w stanie im zaradzić. Istnienie Kozaczyzny nie mieściło się w ramach ustroju Rzeczypospolitej, aby więc rozwiązać narastający konflikt i zapobiec powstaniu, należało albo Kozaków uszlachcić, albo obrócić w chłopstwo. Przyznać Kozakom szerszą autonomię szlachta była jednak gotowa dopiero po ciężkich walkach stoczonych w latach 1648–1657 i przelaniu morza krwi po obu zwaśnionych stronach. Jednakże taki gest był już wówczas mocno spóźniony. Do rozgrywki włączyli się bowiem inni gracze…