“Piękno zależy wyłącznie od gustu obserwatora.”
Jestem zachwycona tą książką, naprawdę. Nie będzie to obiektywna opinia, bo jestem zakochana w tej serii bezpowrotnie. Jeśli nie mieliście okazji jej przeczytać, to odsyłam do recenzji “Nieznajomy z samolotu”.
Drugi tom cyklu o braciach Miles.
Claire Anderson jest samotnie wychowującą matką. Ma swój bagaż emocjonalny oraz życiowy. Firma, którą stworzyła razem ze swoim mężem powoli upada. Wtedy pojawia się ON. Przystojny, w drogim garniturze – Tristian Miles. Bóg seksu i ciętego języka. Claire próbuje się mu opierać, jednak zabawny przystojniak zawsze dostaje to co sobie zapragnie. Teraz upatrzył sobie biedną Claire.
Pewnie niektórzy się przyczepią do tego, że fabuła nie zachwyca, że jest napisana lekkim językiem. Jednak nie zgadzam się z tym, bo ta historia nas czegoś uczy. Zapytacie, czego? A to, że trzeba walczyć o swoją miłość. I przede wszystkim, że uczucie zdarza się w niezapowiedzianym momencie. Miłość nie ma daty ważności, nie ma również wieku.
To najlepsza książka jaką do tej pory mogłam przeczytać, naprawdę. Trafia do mojej topki. A dlaczego? Już wam wyjaśniam. Wywołała we mnie takie emocje, że aż mnie skręca. Skręca mnie w środku z zazdrości, że już nigdy po raz pierwszy jej nie przeczytam. Wywołuje u mnie śmiech (dosłownie w niektórych momentach płakałam ze śmiechu), złość, współczucie i nieopisana radość.
Pomimo, że ten klocek ma czterysta sześćdziesiąt...