"Przez całą noc padał śnieg. Nie taki zwyczajny. A jaki - to się okaże dopiero później. Rano Grześ wyjrzał oknem; na parapecie leżała długa, miękka poduszka. A śnieg wciąż sypał, sypał przez cały dzień, aż wszystko w ogrodzie zrobiło się białe, puszyste i okrągłe: świerki, szopa, stara ławka i beczka na deszczową wodę.
- Prawdziwe bałwany spadły z nieba! - roześmiał się tatuś. - Prawda, Grzesiu?
- Nie, wcale nie - powiedział Grześ. - Prawdziwego jeszcze nie ma, dopiero będzie, zobaczysz."