"… Ciocia wolno chodziła po pokoju, w rękach trzymała konewkę, z której leciała woda. Lilka popędziła do kuchni, gdzie tatuś z latarką w ręku badał pusty piekarnik. - Ciocia polewa dywan konewką, a drzwi są zamknięte – wypaliła zdyszana z przejęcia. – Chodź zaraz. Tatuś nacisnął klamkę. Zamknięte. Zapukał i drzwi się zaraz otworzyły. - Właśnie skończyłam – powiedziała ciocia tak, jakby nie działo się nic nadzwyczajnego. A działo się. Dywan znikł, na jego miejscu rosły kwiaty, cały klomb. Konewka stała obok na podłodze jak na ścieżce w ogrodzie. - Och, ciociu! – wykrzyknęła Lilka. Szymek zaniemówił, a tatuś ostrożnie dotknął płatków irysa, który rósł na brzegu. - Prawdziwe kwiaty! – szepnął zachwycony…"