Nie przypuszczałam, że ta przygodowa książka, tak mnie, wciągnie. Opowiada ona bowiem historię pewnego inżyniera nazwiskiem Ferguson i jego rodziny, na tle budowy Kolei Quebec North Shore i Labrador Railway. Było to w latach 50 - tych ubiegłego stulecia, kiedy to, jak pisze sam autor w przedmowie, odbył on dwie podróże na Labrador, "kraj, który niewielu białych widziało przed zbudowaniem kolei".
W książce jej główny bohater, inżynier Ferguson, również wyrusza do Labradoru, by sprawdzić, pewną wiadomość, którą rzekomo, odebrał jego kaleki ojciec, były radiotelegrafista RAF-u, a która to wiadomość tak nim wstrząsnęła, iż przypłacił to życiem. Syn koniecznie chce się dowiedzieć, co też usłyszał ojciec. Historia szybko się rozwija. Pojawiają się dziwne zbiegi okoliczności i ludzie, którzy nie za bardzo chcą, by Ferguson dotarł na Labrador w okolice pewnego jeziora.
Ale nasz inżynier to człek uparty jak i jego ojciec i tak łatwo nie odpuszcza. Zwłaszcza że w swojej wędrówce natyka się na coraz to dziwniejsze informacje, dotyczące już nawet nie samej wiadomości podobno, odebranej przez ojca, ale...własnego dziadka. To naprawdę ciekawa historia i ciekawie opowiedziana. Książka napisana "po dawnemu", dokładnie i profesjonalnie. Ciekawe było też "zobaczyć" jak taką wielką kolej budowano bez obecnych zdobyczy techniki i technologii. Z jakim zapamiętaniem i jakim kosztem, wydzierano Labradorowi jego dziewicze tereny. Oczywiście jest i wątek kryminalny, ale to już ...