Auaaaa, to boli.... Świetnie napisana książka o przemocy, okrucieństwie, znęcaniu się. Napisana przez kobietę, a narratorem jest mężczyzna. Sprawca. Rzecz dzieje się na Mauritiusie, choć mogłaby dziać się gdziekolwiek. Jeśli ktoś ma ochotę czytać o wynaturzeniu, odczłowieczeniu i nienawiści do kobiet, niech ktoś czyta. O braku szacunku i byciu potworem. Straszna jest ta książka, wstrząsająca, gęsta. A przecież tyle kobiet przeżywa to na własnej skórze. Tyle kobiet żyje z oprawcą. I jest przez niego przekonywana, że to ona jest winna, że przecież on nie robi nic złego, bo czym to jest w porównaniu z ludobójstwem. Moim zdaniem? Czymś gorszym. Bo o ludobójstwie nie mówi się przynajmniej, że jest dobre. A tu życie toczy się pod płaszczem milczenia i pozorów. I to boli najbardziej. Pora skończyć z udawactwem. Pora nazywać rzeczy po imieniu i nie dać się zabijać. Ot, taka refleksja po lekturze. Po lekturze, która gruchocze kości. Ech...