Poezja idealna na refleksyjną jesień.Czy można znaleźć odpowiedniejszą porę na poezję, niż jesienny wieczór? Gdy zmierzch otula drzewa, pozbawia ich barw, wszczepiając w tę jednolitą szarość? Dobrze wtedy czymś ogrzać duszę. Słowami, które niosą ze sobą wrażliwość, w tym wypadku o dziwo, czerpaną prosto z codzienności. Bo jak inaczej w kilku słowach określić twórczość Józefa Barana? Ulubieńca gwiazd i tych zwyczajnych, codziennych ludzi? Studentów pamiętających jeszcze jego teksty z piosenek Starego Dobrego Małżeństwa?Józef Baran potrafi dotrzeć do każdego i ten tomik, w tym zamierzeniu, nie jest żadną nowością. Jest opowieścią w cząstkach ulotnych, a jednocześnie dosadnych. Opowieścią o życiu, przemijaniu, małych cudach codzienności oraz rodzinie, ale i o trudach zapominania. Nie zabrakło tutaj elegii dla Jana Pawła II, bo jakże mogłoby ich zabraknąć? W końcu to obrazy naszej codzienności. Tej, która przynosi smutki i radości. Codzienności, ubranej w słowa, które tworzą obrazy wciągające, porywające i sprawiające, że czujemy się na miejscu. U siebie. Tomik jednak nie byłby tak porywający, przynajmniej wzrokowo, gdyby nie cudowna oprawa, kremowe strony, lecz przede wszystkim reprodukcje obrazów Eugeniusza Tukana #8211 Wolskiego. Reprodukcjach takich, jak same wiersze. Prostych, codziennych, z lekko rozmytą kreską, choć w spójnych kształtach. Przenoszących nas do krain znanych i nieznanych. A może raczej przekształconych w lepsze? W odmęty naszych zapomnianych dusz?