"Zdeptane kwiaty" to dwa tomy wspomnień ale i opowiadań bliskich Renee Linn. Autorka na kartach prawie 1300 stron przedstawia historię swojej rodziny, która splata się z historią Polski choć niekoniecznie prawdziwą. Zresztą jak sama wspomina na początku pewne fakty pozostawiła dla siebie, zmieniła również nazwiska czy nazwy miejscowości.
Opowieść zaczyna się w niełatwych powojennych czasach. Zwłaszcza dla niemieckiej rodziny, która na każdym kroku jest napiętnowana czy szykanowana. Nie brakuje tu sekretów cz tajemnic rodzinnych. Widzimy jak łatwo stać się ofiarą pomówień czy plotek zwłaszcza gdy ma się nie niemiecki pochodzenie. Nie mają łatwego życia, a los niejednokrotnie mocno ich doświadcza.
Mimo, iż uwielbiam sagi rodzinne to ta niestety mnie nie porwała. Mimo, iż całość przedstawia dziesiątki lat pełnych radości, smutku, problemów i trosk życia codziennego to ja nie poczułam niestety tych emocji. Przytłoczyła mnie również ilość stron, a sam styl powieści był mocno nierówny. Myślę że swobodnie można byłoby ją skrócić i wtedy na pewno byłaby o wiele lepsza. Brak wyraźnie zaznaczonych rozdziałów powodował zlanie się wszystkiego w jedną całość. Pomocne byłoby również rozrysowanie drzewa genealogicznego, by odnaleźć się w tych wszystkich relacjach i powiązaniach.
Nie można odmówić autorce gruntownego zbadania i poznania dziejów własnej rodziny i ogromu pracy jaki w to włożyła. Autorka opowiada wprost o swoim niemieckim pochodzeniu ale i napięt...