„Małe miasteczka miały swoje demony. I swoje tajemnice.”.
Nie inaczej było w Dunli, malowniczej miejscowości położonej nad jeziorem na Kaszubach. To właśnie tam, zupełnie przypadkowo, trafia zniszczony życiem pisarz Nikodem Rand, gdy w drodze znad morza decyduje się zabrać młodą autostopowiczkę. Dojeżdżając nad Dunle postanawia zrobić sobie przerwę, korzystając z trwającej zabawy, maskuje swoje rozgoryczenie alkoholem, przygodnym seksem i używkami. Rankiem zderza się nie tylko z potwornym kacem, ale także z informacją, że nowo poznana dziewczyna została znaleziona martwa w jeziorze. Postanawia rozwikłać zagadkę jej śmierci, coraz głębiej zanurzając się w lokalne bagno, szemrane interesy i mroczne sekrety, których lepiej nie rozgrzebywać.
„Zawsze tam, gdzie światło musi czaić się mrok.”.
Ten mrok rozpanoszył się w Dunli dość swobodnie, a gdy się dobrze przypatrzysz, możesz nawet po zmroku dostrzec diabła. Nikodem Rand trafił tu zupełnie przypadkiem, lecz Dunla uzależnia i niełatwo się z niej wydostać. To miejsce stanowi wyzwanie, odkupienie i inspirację, której poszukiwał. Podobała mi się jego determinacja, w dążeniu do odkrycia prawdy oraz bezkompromisowe, choć czasem chaotyczne, poszukiwanie rozwiązania mimo napotykanych przeciwności. Można powiedzieć, że cała powieść nasączona jest mrokiem, gęstym, oblepiającym i niepokojącym. Autor wprawnie uchwycił złożoność relacji panujących w małych miej...