"Starość to powtórzenie dzieciństwa, tylko pozbawione dziecięcego wdzięku"
Powiem wam tak moi drodzy! Ten swoisty mikrokosmos, ten świat domu opieki, w którym przebywa staruszka Jadzia, pracuje Agata i przychodzi w ramach wolontariatu, Tomek, autor odmalował tak realistycznie, że szacun dla niego wielki.
Książka nie jest obszerna, jednak i tyle treści, jaka została w niej zawarta, wystarczyła, bym ja, po raz pierwszy bodaj, w swojej całkiem długiej czytelniczej karierze, zaczęła się zastanawiać, jakby tu zdobyć jakiś mały pistolecik, chociaż ze dwa naboje i pewność, że uda mi się go użyć odpowiednio wcześnie, by nie zostać bezwładnym ciężarem dla siebie, dla moich bliskich i dla pracowników, ewentualnego podobnego przybytku.
Mimo że w książce nie ma jakiegoś nachalnego epatowania obrazami, w większości, wegetacji pensjonariuszy tego domu opieki, jednak "widać" je tu i ówdzie w jak najbardziej realny sposób. Tam pielęgniarka zmienia komuś zafajdane pieluchomajtki, tam znowu opatruje ropiejące odleżyny, takie aż do kości. Te obrazki, mimo że nie jakoś ich wiele, jednak są tak realistyczne, że niemal czuć ten smród starości i samotności. Bo samotność, też śmierdzi. Zwłaszcza ta "stara".
Każdy nas będzie stary (jak dożyje, oczywiście) od tego nie ma ucieczki, nie wiadomo co nam los szykuje, czy Parkinsona, czy Alzheimera, czy zwyczajny upadek z drabiny przy wieszaniu firanek, lub naprawie rynny. Pewne jest tylko jedno, nie mamy wyboru, to ...