Sposobów interpretacji tej krótkiej powieści jest mniej więcej tyle samo, co samych interpretatorów. Można przyjąć postawę egzystencjalistów, socjologów, doszukiwać się oniryzmu (gdyż sytuacja K. momentami przypomina koszmar), czy antycznego motywu Fatum. Nawet cierpiący na uporczywą manię seksualną zwolennicy psychoanalizy, znaleźli tu i dla siebie skrawek terenu.
Ja wolę na to patrzeć z tej strony najbardziej chyba banalnej, oczywistej. Tytułowy Zamek odbieram jako personifikację dobrze wszystkim znanego potwora- potwora, który zwie się Biurokracja.
Główny bohater przybywa do nieznanej nam z nazwy wioski, podając się za geometrę. Różni się zasadniczo od mieszkańców wsi- ogłupiałych ze strachu, bezbrzeżnie zdyscyplinowanych, przejawiających wręcz niewolnicze posłuszeństwo względem rozpasanej kasty urzędniczej.
Staje się poniekąd outsiderem, samotnym bohaterem dążącym do tego, aby zgłębić tajemnice funkcjonowania tej urzędniczej struktury, której przedstawiciele ukazani są bardziej jako tajemnicze widma, niedosięgłe dla zwykłych śmiertelników, niż istoty z krwi i kości.
Nastrój jest ciężki, depresyjny- to jedna z głównych zalet tej książki. Rozbudowane monologi które pokazują nam tok myślenia K., mieszkańców wioski i pomniejszych trybików urzędniczej machiny, również świetnie pasują do klimatu i fabuły.
Jedynie dialogi mogą wywołać znużenie. Są przeciągnięte na siłę, treści powtarzają się czasem, a bohaterowie zmieniają swoje stanowisko w obrębie jedn...