To bardzo dobrze napisany reportaż o zakonnicach ich odchodzeniu po cichu. Ja jestem za tym, żeby czytać, bo trzeba dać głos sfrustrowanym. Poza tym, że to prawdziwe opowieści to mi w tej książce zabrakło uszeregowania faktów i wniosków, wynikających z wypowiedzi pań, exzakonnic.
Ale jedno, co wynika z tych wypowiedzi, to fakt, że polskie zakony żeńskie są przestarzałe, że potrzebują głębokiej reformy i że widać różnice z zakonami męskimi. A tak być nie powinno.
Inna sprawa to moje spokojne refleksje:
Po pierwsze, widać po wypowiedziach dziewcząt, ale i z życia to wiemy, że młode pokolenie jest inne niż nasze, a jeszcze inne niż pokolenie naszych rodziców, moich rodziców. To co w kontakcie dziewcząt, rozmówczyń razi w zakonie to posłuszeństwo i podporządkowanie się oraz to, że ktoś im zabrania czegoś. Ale przecież kiedyś kobiety w życiu miały to samo, gdy poszła 'za synową' lub gdy została w domu. Kobiety kiedyś były traktowane przedmiotowo. Teraz to razi.
Po drugie, trzeba sobie zdać sprawę, że prawa obywatelskie kobietom przyznano sto lat temu. Wcześniej, czyli w czasach 'Nad Niemnem' kobieta dorosła musiała się zadeklarować do jakiego stanu przynależy, bo przecież nawet nie mogła sama decydować o swoim posagu. Zakon był jedną z alternatyw bycia niezamężną. Teraz jest rodzajem powołania, a z wypowiedzi rozmówczyń wynika, że często rodzajem ucieczki.
Po trzecie, kobiety teraz pełnią takie same funkcje zawodowe, co mężczyźni, a kiedyś tak nie było. Z...