"Z nieba spadły trzy jabłka" to zupełnie inna literatura z jaką do tej pory miałam do czynienia. Po raz pierwszy spotkałam się z autorką pochodzącą z Armenii. To spotkanie jednak bardzo mi się podobało. Przyznam nawet, że nie spodziewałam się iż tak mnie wciągnie ta książka. Czytało mi się ją lekko, wręcz znakomicie i z wielką przyjemnością, tak jakbym czytała piękną baśń...
Autorka wprowadziła mnie w całkiem mi nieznany świat, do małej, zagubionej gdzieś na wzgórzu, ormiańskiej wioski. Możemy tu poznać jej mieszkańców oraz poznać ich zwykłe, codzienne obowiązki a także z niezwykła prostotą, ale jakże dokładnie opisane niektóre zwyczaje ormiańskie. Mieszkańcy tej wioski żyją w dość trudnych warunkach i często byli doświadczani przez los. Spotkało ich wiele zła, ale jednak nie poddają się i szanują się wzajemnie, lecz także potrafią docenić to co wśród niepowodzeń lepszego spotkało ich w życiu.
Losy mieszkańców tej małej wioski zaczynamy śledzić, zaczynając od jej najmłodszej mieszkanki. Anatolija ma 58 lat, chociaż wygląda na dużo starszą i stwierdziła, że czas już umierać. Nie mówi jednak o tym nikomu, gdyż nie chce leczyć się w odległym szpitalu. Powoli i systematycznie wszystko porządkuje, wybiera odzież, w którą po śmierci ubierze ją sąsiadka, gdy już znajdzie martwą...