Zawsze sceptycznie podchodzę do poradników czy książek dotyczących samorozwoju. Wspominałam wielokrotnie, że po prostu nie wierzę w uniwersalne metody dla każdego, a ewentualne narzędzia czy techniki dobieram sobie sama intuicyjnie lub na podstawie własnego doświadczenia życiowego. Zdaję sobie jednak doskonale sprawę z tego, że mam trudny charakter, zwłaszcza dla siebie samej, więc staram się nad sobą pracować i aktualnie na tapecie mam odpuszczanie, a to wiąże się ze stawianiem granic.
"Wyznaczanie granic. Jak je stawiać, żeby czuć się wolnym" to pozycja, z którą nie wiązałam zbyt dużych nadziei, więc nie jestem nią szczególnie rozczarowana. Ale może zacznijmy od pozytywów.
Książka jest świetnie wydana, bardzo przejrzyście z wyraźnymi podziałami na konkretne segmenty tekstu poprzez czcionkę, pogrubienia czy dodanie tła. To też sprawia, że można przejść przez nią szybko, a autorka przyjęła konwencję raczej gawędziarską, więc to też ułatwia odbiór.
Sama treść niestety niewiele wnosi, a Melissa Urban już na samym początku zraziła mnie opowieścią o sobie samej, przez co nie widzę w niej nawet najmniejszego autorytetu. Mimo to dotarłam do ostatniej strony i nie wyciągnęłam z tej lektury zupełnie nic użytecznego dla siebie. Doceniam jednak to, że wielokrotnie padło w niej zdanie odsyłające w trudniejszych przypadkach do specjalisty. Co prawda w ten sposób autorka zdyskredytowała samą siebie ostatecznie, ale przynajmniej było to uczciwe wobec czyt...