"Jeśli cię w jakiś sposób uraziłem, zapewniam, że zrobiłem to celowo."
Na książkę trafiłam przez przypadek i pomyślałam: "dlaczego nie?". Okładka - bądźmy szczerzy - okropna, opis też specjalnie nie zachęcający. Jednak trochę nowości nikomu jeszcze nie zaszkodziło. No i przy okazji dowiedziałam się o istnieniu universum Warhammer (przyznaję, do tej pory nie miałam o nim pojęcia).
O czym jest "Czas Horusa"? Otóż, o wojnie. Rządzący ludzkością Imperator chce podporządkować swojej władzy wszystkie zamieszkałe przez ludzi światy tworząc tym samym gigantyczne kosmiczne Imperium. Misję podbojów powierza swoim zaufanym wojownikom - Astartes, którymi dowodzą Prymarchowie i Mistrz Wojny, Horus.
Przebieg wydarzeń obserwujemy z perspektyw kilku bohaterów - kapitanów i iteratorów (bądź upamiętniaczy). Sam Horus nie dochodzi do głosu, ale nie ma czego żałować. Bardzo dobrze bawiłam się w towarzystwie Lokena, Keeler,Oliton i innych postaci. Co prawda żadna nie dołączyła do grona moich ulubionych, ale są całkiem ok. Akcja sama w sobie przypomina sinusoidę - zaczyna się dynamicznie, później zwalnia by po pewnym czasie znów przyspieszyć. Niektórym może to przeszkadzać, ale mi się nawet podobało. Idealnie wpasowało się w klimat książki. Plusem (dla mnie) jest też również stworzenie wojsk kosmicznych na wzór rzymskich legionów.
Jeśli ktoś ma ochotę na space operę, w której nie brak scen walk, to może sięgnąć po "Czas Horusa". Napisana nieskompli...