Wybralibyście prawdę, wiedząc, że was zniszczy, czy wolelibyście tkwić w kłamstwie, które byłoby dla was ratunkiem?
Pytanie oczywiście nie jest przypadkowe. Dla mnie stanowi kluczową myśl zawartą w najnowszej powieści Michała Wierzby. Choć "Wyspa łotrów" jest tworem niezależnym, spotykamy w niej bohaterów poznanych w debiutanckiej powieści autora.
Wartka akcja, nutka gangsterki, mrok, niebezpieczeństwo oraz umiejscowienie fabuły w ciekawym miejscu, które, jak się okazało, znam (i już zawsze będę patrzyć na Wyspę Edwarda inaczej 😅), sprawiły, że szybko weszłam w tę historię i wczułam się w jej emocje.
Emerytowany policjant Horst, jego narzeczona Sirene, przyjaciel Janek i jego partnerka Alicja - to główni bohaterowie tej powieści. Nową postacią w tej ekipie jest Sirene, artystka, wolny duch, postać barwna, nietuzinkowa, lekko zwariowana. Punktem zwrotnym okazuje się zniknięcie Sirene dzień po oświadczynach Horsta.
I właśnie w tym momencie czytelnik zaczyna zadawać sobie wiele pytań, i związanych z fabułą, i z samymi bogaterami.
Czy Sirene uciekła, czy została uprowadzona?
Dlaczego Alicja, również artystka, jest zupełnym przeciwieństwem Sirene? Czy pieniądze dają szczęście? Do czego jesteśmy w stanie się posunąć, by spełniać marzenia? Dlaczego dokonujemy takich, a nie innych wyborów? Dlaczego przyjaciel głównej bohaterki jest nazywany zdrobnieniem imienia? I oczywiście to, które zadałam na początku ⬆️
Pewnie wasze pytania będą nieco inne od moic...