Mogłabym chyba napisać mały esej o swoich zmaganiach z książką Foera. A dlatego, że czytanie książek tego Autora to dla mnie istna droga przez mękę. Osobiście cenię sobie bardziej treść nad formę, tutaj zaś mamy klasyczny przerost formy nad treścią. Albo inaczej – sama historia jest przednia, trzeba ją tylko wyłuskać z całości. A Foer zrobił wszystko, żeby to czytelnikowi utrudnić.
Sama nie wierzę, że piszę to na portalu poświęconym książkom, ale w ostatecznym akcie desperacji sięgnęłam po film (który to znajomi polecili mi jako bardzo dobry) – i to film pozwolił mi zrozumieć książkę. Oczywiście książka ma więcej wątków, jest wielowymiarowa, jednak jak to już wielokrotnie podkreśliłam, jest trudna w odbiorze.
Rzecz jest o amerykańskim Żydzie, J.S. Foerze, który przyjeżdża na Ukrainę w poszukiwaniu wsi Trochimbrod, z której w czasie wojny uciekł jego dziadek.
Książka dzieje się dwutorowo – z jednej strony mamy opis wydarzeń współczesnych (schyłek XX wieku), z drugiej jest to historia rodziny, która sięga daleko wstecz. Nie odpowiadają mi sceny seksu umieszczone w książce – chodzi mi o styl, w jakim Autor o seksie pisze, w moim mniemaniu nie wnoszą one zupełnie nic do całości.
Książka z pewnością wartościowa, bo tak jak napisałam, sama historia jest bardzo poruszająca, jednak jest też trudna w odbiorze. Lektura dla wytrwałych.